A na imię jej będzie Aniela – Marcin Wroński
„A na imię jej będzie Aniela” to już moje trzecie spotkanie z twórczością Marcina Wrońskiego i po raz kolejny był to bardzo przyjemnie spędzony czas.
Marcin Wroński urodził się w 1972 r. w Lublinie. Ukończył polonistykę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W latach 90. związany z nurtem trzeciego obiegu – publikował m.in. w artzinach „Lampa i Iskra Boża”, „Mała Ulicznica”, „Brytan OD NOWA”. Debiutował w 1992 roku zbiorem opowiadań „Udo Pani Nocy”. Tworzył piosenki i skecze dla prowadzonego przez siebie kabaretu „Osoby o Nieustalonej Tożsamości”. Był felietonistą radiowym i prowadził audycję literacką „Fikcja o północy”, nauczycielem języka polskiego w liceum, później kilka lat pracował jako redaktor w wydawnictwach Wydawnictwo Paweł Skokowski, Fabryka Słów i Red Horse. Zajmował się również m.in. powieściami Romualda Pawlaka i tłumaczeniami z rosyjskiego Eugeniusza Dębskiego.
Na początku września 1938 roku lubelska policja znajduje zwłoki młodej służącej. Aniela Biernacka została uduszona i zgwałcona. Śladów, które mogłyby doprowadzić do sprawcy, praktycznie nie ma, a jedynym interesującym tropem jest dziwna substancja: ropna maź na ciele denatki. Gdy rok później wybucha wojna i miasto atakują Niemcy, w podobnych okolicznościach ginie kolejna kobieta. Niewyjaśnione zbrodnie nie dają spokoju komisarzowi Maciejewskiemu. Żeby móc ścigać mordercę, wstępuje w szeregi niemieckiej policji Kripo. Polskie podziemie uznaje go za zdrajcę, więc musi działać ze zdwojoną ostrożnością. Okupacyjna rzeczywistość, terror, getto i obóz koncentracyjny na rogatkach – to wojenny krajobraz Lublina, miasta, które równocześnie tętni rozrywką i erotyką. Zygmunt Maciejewski szuka sprawiedliwości nawet wtedy, gdy zbrodnia jest na porządku dziennym.
W odróżnieniu od dwóch poprzednich powieści Marcina Wrońskiego, konstrukcja fabuły tej książki jest dużo bardziej skomplikowana. Po pierwsze dlatego, że autor przedstawił ją nam na przestrzeni aż sześciu lat. Efektem tego jest to, że w kolejnych rozdziałach przeskakujemy z akcją kilka lub kilkanaście miesięcy do przodu. A ponieważ Zyga cały czas zajmuje się jednym śledztwem, to momentami nie czułem upływającego czasu i miałem wrażenie, że poprzedni rozdział zakończył się „wczoraj”. Na szczęście takich sytuacji nie było zbyt wiele, dlatego spokojnie mogę przymknąć na nie oko. Kolejnym elementem, który różni „Anielę” od dwóch pierwszych kryminałów z komisarzem Maciejewskim w roli głównej jest to, że jest to powieść wielowątkowa. Początkowo fabuła podzielona jest na kilka wątków, które z czasem łączą się i doprowadzają do rewelacyjnego, chociaż bardzo smutnego zakończenia, które jest najmocniejszą stroną tej książki. Autor zaserwował mi w nim taką huśtawkę emocji, jakiej już dawno nie doświadczyłem w żadnej lekturze. Po przeczytaniu ostatniego zdania „Anieli”, w mojej głowie kołaczą się cały czas pytania, jakie będą dalsze losy bohaterów? Czy naprawdę jeden z nich nie żyje? Za tę końcówkę Marcinowi Wrońskiemu należą się wielkie brawa. Tak samo, jak za fragment, w którym jedna z bohaterek czyta gazetę z najnowszym odcinkiem „Kina Venus” jakiegoś W. Rońskiego. Uwielbiam pisarzy, którzy mają dystans do siebie i do swoje twórczości 🙂 Kolejnym plusem tego kryminału jest to, że autor bardzo sprawnie wplótł w jego fabułę autentyczne wydarzenia z historii Lublina. Każdy czytelnik, który interesuje się wojennymi losami Koziego Grodu, powinien bez problemu je wyłapać. Trzeba zresztą oddać Wrońskiemu, że doskonale czuje klimat tamtych lat. Widać to na przykład we wstawkach, z fragmentami autentycznych lubelskich gazet z tamtych czasów, które nadają tej książce kolorytu.
Niezmiernie ucieszył mnie fakt, że w tej powieści Zyga jest znów tym sarkastycznym komisarzem Maciejewskim, który tak zachwycił mnie w pierwszej części. Z drugiej strony, nawet najbardziej epizodyczni bohaterowie są tutaj doskonale nakreśleni. Warto zwrócić uwagę na „uczciwego złodzieja” Kisłę, a przede wszystkim na rewelacyjnego Tadeusza Zielnego. Dla mnie jest to jedna z najlepszych postaci literackich, z jaką kiedykolwiek się spotkałem.
„- Przyroda to obieg zamknięty – skomentował Kurczyński, wzięty do interesu na pięć procent. – Szkopy kradną Żydom, my podbieramy szkopom, od nas bierze Grajer, żeby płacić łapówki Niemcom. Jak myślisz, Tadziu, jakim zwierzęciem jesteś?
– Kotem – burknął Zielny. – Bo zaraz będę rzygał jak kot. ”
„A na imię jej będzie Aniela” to bardzo dobra lektura, którą polecam wszystkim miłośnikom retro kryminałów i przedwojennego Lublina. Jeżeli szukacie książki, przy której można się zarówno wzruszyć, jak i pośmiać, to ta powieść nadaje się do tego idealnie.
Moja ocena: 7/10
Czytaliście „A na imię jej będzie Aniela”? Zapraszam do komentowania.