Dywizjon 303 – Arkady Fiedler
„Jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym.” Te najsłynniejsze zdanie wypowiedziane podczas II wojny światowej padło z ust premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla 20 sierpnia 1940 r., w trakcie trwania bitwy o Anglię. I właśnie o tym fragmencie wojny opowiada książka Arkadego Fiedlera „Dywizjon 303”. Chyba jako jeden z nielicznych, nie miałem jej, jako szkolnej lektury i właśnie z tego powodu sięgnąłem po nią dopiero teraz.
Arkady Adam Fiedler urodził się 28 listopada 1894 w Poznaniu. Ukończył Gimnazjum im. Gotthilfa Bergera w Poznaniu, a następnie studiował filozofię i nauki przyrodnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz na uniwersytecie w Poznaniu. Studia te zostały przerwane wybuchem I wojny światowej. W latach 1918–1919 brał udział w powstaniu wielkopolskim (został wybrany do Komitetu Jedenastu Polskiej Organizacji Wojskowej Zaboru Pruskiego i był kierownikiem Działu Organizacyjnego w Dowództwie Żandarmerii Krajowej). W ciągu swojego życia brał udział w trzydziestu rozmaitych wyprawach. Wybrał się do Brazylii, Indochin, Gujany, Kanady, na Madagaskar, kilka razy trafił także do Afryki Zachodniej. W 1974 roku, za namową swoich wiernych czytelników, postanowił przygotować prywatne muzeum trofeów z podróży we własnym domu w Puszczykowie. W roku 1983 roku należał do Rady Krajowej PRON. Zmarł 7 marca 1985 w Puszczykowie.
303 Dywizjon Myśliwski Warszawski im. Tadeusza Kościuszki powstał 2 sierpnia 1940 roku, większość pilotów wywodziła się ze składu 111 i 112 eskadr myśliwskich 1 Pułku Lotniczego z Warszawy. Dywizjon 303 zaliczany jest do najlepszych jednostek myśliwskich II wojny światowej. W czasie bitwy o Wielką Brytanię w 1940 roku przypisywano mu 126 pewnych zestrzeleń zaliczonych oficjalnie podczas wojny, co stawiało go na pierwszym miejscu wśród dywizjonów myśliwskich biorących udział w bitwie.
Książka powstała w ostatnich tygodniach bitwy o Anglię. Autor w tym czasie przebywał w Wielkiej Brytanii i miał okazję osobiście poznać polskich lotników z Dywizjonu 303. Efektem tego jest lektura-laurka, napisana ku pokrzepieniu serc. Książka składa się z dwudziestu jeden króciutkich rozdziałów, w których to Fiedler opisał poszczególne akcje lotnicze naszych pilotów. I o ile jest to niewątpliwie ciekawy temat, bo polskim lotnikom nie można odmówić ogromnych umiejętności, a ich akcje na pewno były niezwykle spektakularne, to autor opisał je w tak cukierkowy i jednowymiarowy sposób, że zrobił z Polaków półbogów. Członkowie dywizjonu potrafią dosłownie wszystko i są idealni niczym Jan Skrzetuski w „Ogniem i mieczem”. Nie ma znaczenia, czy walczą z jednym, dwoma czy kilkoma Niemcami, to i tak robią z wrogiem co chcą, jakby za sterami niemieckiego samolotu siedzieli sami idioci, a nie żołnierze potężnej armii, która w przez ostatni rok podbiła prawie pół Europy. Jakby było tego mało, to Fiedler poza jednym przypadkiem, nie przybliża czytelnikowi bohaterów swojej książki. Nie dowiadujemy się jak znaleźli się w Anglii, co robili we wrześniu trzydziestego dziewiątego roku itp. Praktycznie każdy z rozdziałów można sprowadzić do krótkiego opisu: poderwanie maszyny do lotu, walka z amatorami i powrót do bazy. Za dużo w tym wszystkim patosu i specjalistycznych nazw, a za mało człowieka.
„Dywizjon 303” w mojej ocenie, to niestety mało ciekawa lektura, która okropnie mnie wynudziła. Podnoszę jej ocenę wyłącznie za kilka ciekawych zdjęć, które zostały umieszczone w moim wydaniu, a także dlatego, że mam świadomość, w jakich czasach i w jakim celu była ta książka pisana. Dlatego polecam ją przede wszystkim miłośnikom walk powietrznych i lektur o tematyce II wojny światowej.
Moja ocena: 4/10
Czytaliście „Dywizjon 303”? Sięgaliście po inne książki Arkadego Fiedlera? Zapraszam do komentowania.