Dziewczyna z sąsiedztwa – Jack Ketchum
Jeżeli mój ulubiony pisarz, na pytanie, kto jest według niego najbardziej przerażającym facetem w Ameryce odpowiada, że prawdopodobnie Jack Ketchum, to oznacza, że muszę zainteresować się twórczością tego autora. Tym bardziej, że Stephen King, bo to on jest autorem tych słów, sam jest uznawany za Mistrza grozy. A jeżeli już zaczynać przygodę z jakimś pisarzem, to najlepiej zacząć od jego najbardziej znanego dzieła. Tak o to, w moje ręce trafiła „Dziewczyna z sąsiedztwa”.
Jack Ketchum (właściwie Dallas William Mayr) urodził się 10 listopada 1946 roku w Livingston. Jest znanym amerykańskim pisarzem, specjalizującym się w powieściach grozy. Swoje książki wydawał również pod pseudonimem Jerzy Livingston. Zanim pod koniec lat 70-tych ubiegłego wieku chwycił za pióro, podejmował się różnych zajęć. Był m.in. aktorem, piosenkarzem, sprzedawcą, agentem literackim i nauczycielem. Napisał kilkanaście powieści, z których kilka zostało przeniesionych na taśmę filmową. Kilkukrotnie zdobywał nagrodę Brama Stokera, najbardziej prestiżową nagrodę dla utworów grozy. Jest także autorem wielu opowiadań. Prywatnie pisarz mieszka w Nowym Jorku.
Przedmieścia. Ciemne ulice, przystrzyżone trawniki i przytulne domy. Miła, spokojna okolica. Jednak nie dla nastoletniej Meg i jej kalekiej siostry Susan. W domu Chandlerów, przy ślepej uliczce, w ciemniej, zawilgoconej piwnicy, Meg i Susan zdane są na łaskę kapryśnej i cierpiącej na ataki szału ciotki Ruth, którą szybko ogarnia szaleństwo. Szaleństwo, którym zaraża swoich trzech synów oraz całą okolicę. Jedynie jeden zatroskany chłopiec spróbuje oprzeć się złu zarażającemu niewinne umysły. Musi podjąć bardzo dorosłą decyzję i wybrać między miłością i współczuciem, a pożądaniem i złem… Którą drogę wybierze?
Opowiem Ci Szanowny Czytelniku pewną historię. Kilka lat temu miałem wielką przyjemność przejechać się rollercoasterem. Bohatersko usiadłem na pierwszym siedzeniu. Gdy bardzo powoli ruszyliśmy pod górę, przez głowę przeszła mi myśl, że mogę się rozczarować, że chyba trochę ludzie jednak przesadzają z opisami emocji, jakie rzekomo przeżywali w czasie jazdy taką kolejką górską. Dopiero, gdy mój wagonik znalazł się na samym szczycie, gdy spojrzałem w praktycznie pionową przepaść i gdy nagle kolejka ruszyła w dół z niesamowitą prędkością, zrozumiałem, o czym te wszystkie osoby mówiły. Z jednej stronie bałem się, z drugiej czułem niesamowite podniecenie i ekscytację. Wysiadając z wagonika na bardzo miękkich nogach i gdy przez jakieś dwie godziny starałem się opanować mocno trzęsące się dłonie, to wiedziałem, że przy najbliższej możliwej okazji z przyjemnością ponownie przejadę się rollercoasterem. Dlaczego o tym wszystkim piszę? Ponieważ lektura „Dziewczyny z sąsiedztwa” dostarczyła mi identycznych emocji.
Książka zaczyna się wstępem autorstwa samego Stephena Kinga. Radzę jednak ominąć ten fragment i przeczytać go sobie, dopiero po skończeniu czytania powieści. Chyba pierwszy raz w życiu spotkałem się z tak dużą ilością spoilerów we wstępie i pomimo mojej wielkiej sympatii do tego pisarza, to uważam, że tym razem popełnił ogromny grzech. Dlatego Szanowny Czytelniku, jeżeli nie chcesz poznać już po pierwszych kilku stronach prawie całej historii, to lepiej przekartkuj dalej ten fragment.
Pierwsze sto stron książki nie zapowiada niczego niezwykłego. Typowe amerykańskie niewielkie miasteczko, które poznajemy z perspektywy trzynastoletniego Davida – narratora całej powieści. Wszyscy wszystkich znają, dzieciaki mieszkające na jednej ulicy są dla siebie jak rodzeństwo (tylko ja tu miałem skojarzenie z kingowym Derry?), a wolny czas mija im na kąpielach w rzece, zabawach w pobliskim lesie i rowerowych szaleństwach. Wszystko się zmienia w momencie, gdy nastoletnia Meg przeciwstawia się swojej ciotce. Od tego momentu zaczyna się Gra. Ketchum w doskonały sposób steruje emocjami czytelnika, stopniowo budując napięcie. Każda kolejna tortura jest bardziej perfidna i bardziej okrutna. Muszę przyznać, że z każdą kolejną stroną byłem bardziej ciekawy, co będzie za chwilę i nie byłem w stanie oderwać się od czytania. I gdy już myślałem, że bardziej mną ta lektura nie wstrząśnie, na samym końcu otrzymałem cios, który zupełnie rozłożył mnie na łopatki.
W mojej ocenie, jedynymi pozytywnymi bohaterkami w tej powieści są wyłącznie Meg i Susan. Cierpienia starszej siostry i bezradność młodszej spowodowały, że wzbudziły one moją sympatię i ze wszystkich sił kibicowałem im żeby wyrwały się z tego piekła. Po całkowicie przeciwnej stronie stawiam jej oprawców, łącznie z Davidem. Ogromnie irytowała mnie ta postać. Nie robił zupełnie nic, żeby pomóc dziewczynom, chociaż co chwila podkreślał, że musi coś zrobić. Od trzynastoletniego chłopaka oczekiwałem bardziej stanowczego działania. Ciotka Ruth (która niczym Anne z „Misery” popadała w coraz większe szaleństwo), jej zwyrodniali synowie i reszta dzieciaków znęcających się nad Meg, wzbudzali wyłącznie moje obrzydzenie. W głowie mi się nie mieściło, że zwyczajna rodzina, może tak bardzo się zmienić. I uczciwie muszę przyznać, że autor także nie pomógł mi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Chandlerowie przeszli taką przemianę, co jest dla mnie największym minusem tej książki.
Czytając „Dziewczynę z sąsiedztwa” nasuwały mi się porównania do wołyńskich opowiadań Stanisława Srokowskiego „Nienawiść”. Obie te książki epatują okrucieństwem i pozostawiają czytelnika bardzo poruszonego. Obaj pisarze udowadniają, że najbardziej przerażające historie pisze samo życie i wcale nie potrzeba do tego zombie, wampirów i wilkołaków. Ale również, że autorem największych okrucieństw wcale nie musi być obca osoba, tylko ktoś, kogo bardzo dobrze znamy, z kim się bawimy i ktoś, kogo byśmy o to nigdy nie podejrzewali. Jedyne, co różni te dwie lektury to to, że Srokowski wszystko opisuje wprost, natomiast Ketchum wiele pozostawia naszej wyobraźni. I dlatego dla wielu czytelników to właśnie on może być o wiele bardziej wstrząsający.
„Dziewczyna z sąsiedztwa” to nie jest książka dla każdego. Wrażliwy czytelnik, może mieć ogromne problemy z dokończeniem jej czytania. Natomiast miłośnicy szokujących historii, będą tą lekturą zachwyceni. Na mnie ta lektura zrobiła niesamowite wrażenie i przez długi czas starałem się po niej pozbierać. Było to tym trudniejsze, że powieść jest oparta na autentycznych wydarzeniach, co tylko potęguje uczucie szoku. Jestem przekonany, że tak jak chce jeszcze nie raz przejechać się rollercoasterem, to tak samo muszę sięgnąć po kolejne pozycje z dorobku Ketchuma i mam przeczucie, że to początek mojej bardzo udanej przygody z tym autorem.
Moja ocena: 8/10
Czytaliście „Dziewczynę z sąsiedztwa”? Co sądzicie o twórczości Ketchuma? Zapraszam do komentowania.