Indygo – Michał Jan Chmielewski
Michał Jan Chmielewski przebojem wdarł się do grona moich ulubionych pisarzy. Jego dwie pierwsze powieści, „Złe” i „Zrobiłbym coś złego”, zaliczam do najlepszych książek, jakie przeczytałem w ubiegłym roku. 30 maja na rynku pojawi się „Indygo”, najnowsze dzieło tego autora, a już dziś możecie zapoznać się z moją opinią na temat tej lektury.
Michał Jan Chmielewski urodził się w 1986 roku w Koszalinie. Swoją przygodę z dziennikarstwem rozpoczął od szkolnej gazetki, a potem kontynuował poprzez rozpoczęcie studiów dziennikarskich, pisanie do internetowych zinów i pracę dla lokalnej gazety. Dało mu to pewne cenne doświadczenie – umiejętność słuchania. Pisał o problemach społecznych, kulturze i lokalnych wydarzeniach. Jego pomysły na kolejne powieści biorą się z zasłyszanych historii, dlatego właśnie przedstawione są tak realistyczne. Po porzuceniu planów związanych z dziennikarstwem nie przestawał pisać, nawet podczas służby w Marynarce Wojennej. W 2014 opublikował swoją pierwszą powieść w formie darmowego ebooku „Zrobiłbym coś złego”.
Dwoje nastoletnich przyjaciół. Ona i on, połączeni przez wspólne tajemnice i tragedie. Muszą stawić czoła śmiertelnemu niebezpieczeństwu poszukując odpowiedzi na pytanie, dlaczego w Baskin giną dzieci. Nieprzygotowani wkraczają w świat dorosłych. Walczą z demonami przeszłości, których głos jest silny i przerażający. Odnajdują prawdę, przyjaźni i miłość. Płacą za to cenę, być może zbyt wysoką.
Autor ma bardzo charakterystyczny styl pisania. Krótkie, czasami wręcz jednowyrazowe zdania, w połączeniu z prostym językiem sprawiają, że jego książki czyta się bardzo szybko. I właśnie tak jest w tym przypadku. Po świetnym i bardzo wciągającym pierwszym rozdziale, akcja na chwilę zwalnia. Na szczęście nie trwa to długo, bo już po kilkudziesięciu stronach i świetnej scenie w ratuszu, ponownie nabiera tempa i nie słabnie aż do samego zakończenia. Niestety sama końcówka dość mocno mnie rozczarowała. Michał Jan Chmielewski przyzwyczaił mnie do tego, że na sam koniec serwuje czytelnikowi zaskakujący zwrot fabularny („Zrobiłbym coś złego”) lub mocne uderzenie, po którym zbierałem szczękę z podłogi („Złe”). Tym razem zakończenie jest mocno przewidywalne. Od pewnego momentu podejrzewałem, że lektura potoczy się właśnie w tym kierunku i tak też się stało. Nie wyszło to źle, ale jednak elementu zaskoczenia zabrakło. Trochę szkoda.
W „Indygo” ponownie trafiamy do Baskin. Niewielkiego, obskurnego i chyba trochę zapomnianego przez Boga fikcyjnego miasteczka na północy Polski, w którym kumuluje się zło całego świata. Autor nie tylko perfekcyjnie wykreował współczesny obraz tej mieściny, ale także doskonale zobrazował jego historię. Byłem pod ogromnym wrażeniem wyobraźni Chmielewskiego, czytając fragmenty, w których opisuje on losy Baskin w średniowieczu. Trzeba zresztą przyznać autorowi, że niczym Stephen King, potrafi w mistrzowski sposób zbudować małomiasteczkowy klimat. I również jak to ma czasami w zwyczaju Mistrz grozy, postanowił wpleść do tego thrillera wątek paranormalny. Czy wyszło to książce na dobre? Moim zdaniem niekoniecznie. Da się zauważyć, że Michał szuka kierunku, w jakim chce iść ze swoją twórczością. Mam jednak nadzieję, że pozostanie przy klasycznych thrillerach, ponieważ potrafi on doskonale pisać o ludzkich problemach i absolutnie nie potrzebuje do tego ocierać się o fantastykę.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na postać Kusaka. Autorowi udało się stworzyć bardzo ciekawego negatywnego bohatera. Psychopatyczny morderca, który opanował sztukę zabijania do perfekcji. Z jednej strony niepozorny chłopak z sąsiedztwa, a z drugiej sadysta, czerpiący perwersyjną przyjemność z mordowania dzieci. W mojej ocenie fragmenty, w których pojawia się Kusak zdecydowanie należą do najlepszych w całej powieści i nie przeszkadzało mi nawet to, że mniej więcej od połowy lektury znałem jego prawdziwą tożsamość.
„Nigdy nie słyszał głosów w głowie, nic niepokojącego nie mąciło jego snów. Zabijał, bo chciał, bo potrafił. I był w tym dobry. Do tej pory nikt go nie schwytał, nikt nawet nie podejrzewał, że jest Kusakiem.
Kusak był anonimowy. Dla ludzi nie istniał. Znali tylko efekty jego działań. Drżeli przed nim. A jednak na ulicy mijali go obojętnie. „Gdyby tylko wiedzieli” – pomyślał. Poczuł przyjemny dreszcz.”
„Indygo” to dobra książka. Gdyby nie przewidywalne zakończenie i niepotrzebny moim zdaniem wątek paranormalny, to moja ocena byłaby jeszcze wyższa. Michał Jan Chmielewski po raz kolejny udowodnił, że doskonale czuje się w tworzeniu historii, których akcja toczy się w niewielkich społecznościach. Jedno jest pewne. Po przeczytaniu tej książki, już nigdy więcej nie pozwolisz swojemu dziecku samemu wracać do domu. Polecam.
Moja ocena: 6/10
Za możliwość przedpremierowego przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Literate!
Premiera: 30 maja 2019
Czytaliście „Indygo”? Co sądzicie o wplataniu do thrillerów wątków paranormalnych? Zapraszam do komentowania.