Kino Venus – Marcin Wroński
Cztery miesiące temu rozpoczęła się moja przygoda z cyklem powieści Marcina Wrońskiego, którego głównym bohaterem jest komisarz Zyga Maciejewski. „Kino Venus” to druga książka z tej serii, którą przeczytałem.
Marcin Wroński urodził się w 1972 r. w Lublinie. Ukończył polonistykę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W latach 90. związany z nurtem trzeciego obiegu – publikował m.in. w artzinach „Lampa i Iskra Boża”, „Mała Ulicznica”, „Brytan OD NOWA”. Debiutował w 1992 roku zbiorem opowiadań „Udo Pani Nocy”. Tworzył piosenki i skecze dla prowadzonego przez siebie kabaretu „Osoby o Nieustalonej Tożsamości”. Był felietonistą radiowym i prowadził audycję literacką „Fikcja o północy”, nauczycielem języka polskiego w liceum, później kilka lat pracował jako redaktor w wydawnictwach Wydawnictwo Paweł Skokowski, Fabryka Słów i Red Horse. Zajmował się również m.in. powieściami Romualda Pawlaka i tłumaczeniami z rosyjskiego Eugeniusza Dębskiego.
Początek 1931 roku, podkomisarza spotyka bolesna degradacja: z wydziału śledczego trafia do służby mundurowej. Niedługo potem Zyga dostaje dziwną informację od pewnego prywatnego detektywa: oto Lilli Byoros, córka bardzo zamożnego człowieka, która zaginęła pod Warszawą, jest ponoć przetrzymywana gdzieś w Lublinie. Maciejewski odmawia jednak zajęcia się tą ściśle konfidencjonalną sprawą. Kiedy w Czechówce zostają znalezione niezidentyfikowane zwłoki młodej kobiety, Maciejewski rozpoczyna dochodzenie, w którym wspierają go koledzy z wydziału śledczego: lowelas Zielny, zasadniczy Fałniewicz i dawny zastępca Kraft. Czy okrutne morderstwo i domniemane porwanie panny Lilli łączą się ze sobą?
W odróżnieniu od „Morderstwa pod cenzurą”, pierwszego tomu cyklu o komisarzu Maciejewskim, „Kino Venus” jest dużo bardziej mroczną lekturą. O ile pierwsza część serii oparta była na rozwikłaniu morderstwa, które miało polityczne tło, tak w tej powieści Marcin Wroński wprowadza nas w ponury świat sutenerstwa i przemysłu pornograficznego. Nie każdemu czytelnikowi taka zmiana może się spodobać, jednak w mojej ocenie wychodzi to książce na dobre, ponieważ pozwoliło to autorowi pokazać najciemniejszą stronę mojego miasta. I trzeba przyznać, że zrobił to znakomicie. Wroński posiada niesamowitą umiejętność malowania słowem przedwojennego Lublina, co sprawia, że nawet osoby, które nie orientują się w topografii Koziego Grodu, będą w stanie bez problemu wyobrazić sobie wszystkie miejsca, w których rozgrywa się akcja tej lektury.
„To właśnie tutaj przedwczoraj po południu popisywał się człowiek mucha. Cóż, Zyga w tym samym czasie też wykonywał niezwykłe akrobacje, tyle że z biurokratycznymi statystykami. Właściwie każdego dnia był człowiekiem muchą, która próbuje przysiąść na swym upragnionym gównie, a komendant Makowiecki co i raz tłucze go zawiniętą gazetą.”
Kolejnym plusem tej powieści są jej bohaterowie. Uwielbiam postacie literackie, które obdarzone są ironicznym poczuciem humoru, niepotrafiące podporządkować się nikomu ani niczemu i za którymi ciągnie się nieciekawa przeszłość. I taki właśnie jest Zyga Maciejewski. Chociaż trzeba przyznać, że z powodu pewnej damy, przez niemałą część „Kina Venus” ma on odrobinę mniej ostre zęby, to i tak fragmenty, w których pojawia się czytałem z największą przyjemnością. Podobnie sprawa ma się z Zielnym. Ten ciągle poprawiający swoje nabrylantynowane włosy playboy od pierwszej części wzbudził moją sympatię i nie ukrywam, że jestem bardzo ciekawy jak potoczą się jego dalsze losy (W tym miejscu chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że nie oczekuję od czytelników tej opinii wyjaśnień w tej kwestii! Wolę samemu doczytać J).
-Kurwa mać, panie komisarzu, mógł mnie pan uprzedzić – jęknął.
– Nie, nie, panie Florczak. – Pokręcił głową Zyga. – Pan w ogóle nie ma zdolności aktorskich. Ale pamięć, mam nadzieję, dobrą i zezna, jak było?
-Że mało się zesrałem też?”
„Kino Venus” to dobra książka, którą polecam wszystkim wielbicielom kryminałów, a zwłaszcza tych w stylu retro. Warto sięgnąć po tę powieść, dla rewelacyjnych opisów nieistniejącego już Lublina, świetnie nakreślonych bohaterów, a także sporej ilości humoru, który będzie towarzyszył nam niemal przez całą lekturę. Polecam.
Moja ocena: 6/10
Czytaliście „Kino Venus”? Lubicie twórczość Marcina Wrońskiego? Zapraszam do komentowania.