Królestwo spokoju – Jack Ketchum
„Królestwo spokoju” to moje pierwsze spotkanie z opowiadaniami Jacka Ketchuma. Byłem bardzo ciekawy, czy jeden z moich ulubionych pisarzy radzi sobie z tą formą literacką tak samo dobrze jak z powieściami.
Jack Ketchum (właściwie Dallas William Mayr) urodził się 10 listopada 1946 roku w Livingston. Był znanym amerykańskim pisarzem, specjalizującym się w powieściach grozy. Swoje książki wydawał również pod pseudonimem Jerzy Livingston. Zanim pod koniec lat 70-tych ubiegłego wieku chwycił za pióro, podejmował się różnych zajęć. Był m.in. aktorem, piosenkarzem, sprzedawcą, agentem literackim i nauczycielem. Napisał kilkanaście powieści, z których kilka zostało przeniesionych na taśmę filmową. Kilkukrotnie zdobywał nagrodę Brama Stokera, najbardziej prestiżową nagrodę dla utworów grozy. Był także autorem wielu opowiadań. Prywatnie pisarz mieszkał w Nowym Jorku, gdzie zmarł 24 stycznia 2018 roku.
„Królestwo spokoju” to zbiór trzydziestu dwóch opowiadań umieszczonych na czterystu dwudziestu stronach. Daje to średnią trzynastu stron na nowelę. Trochę mało. I niestety mocno to wpływa, na jakość utworów zawartych w tej książce. Nie mogę powiedzieć, że jest to zła lektura, bo fani twórczości Ketchuma znajdą w niej to, co misie lubią najbardziej, czyli brutalną przemoc, perwersyjny seks i brak happy endu. Ale w trakcie czytania zdecydowanej większości z tych opowiadań czułem ogromny niedosyt. A powodem tego były zakończenia, a właściwie ich brak. Odniosłem wrażenie, że autor miał bardzo dużo ciekawych pomysłów, ale nie potrafił ich rozwinąć. Spowodowało to, że opowiadania z dużym potencjałem nagle się urywały i aż chciałoby się, żeby je rozwinąć jeszcze o kilka lub kilkanaście stron. A tak, otrzymujemy dużą ilość utworów, niestety średniej jakości.
Zdecydowanie najlepszą nowelą w tym zbiorze jest „Biznes”. Jest to historia pewnego mężczyzny, który z powodu zazdrości o majątek swojego brata, postanawia go uśmiercić. Zachwycił mnie w tym opowiadaniu czarny humor i przede wszystkim rewelacyjne i bardzo zaskakujące zakończenie. Warto moim zdaniem zwrócić jeszcze uwagę na trzy opowiadania. „Pudełko” opowiada o chłopcu, który pod wpływem tego, co zobaczył w środku pewnego prezentu, nagle przestaje zupełnie jeść. „Taniec ognia”, to historia miasteczka w Maine, w którym niespodziewanie zaczynają się dziać sceny opisane w Starym Testamencie. Natomiast „Dzieło”, to obowiązkowa lektura, dla wszystkich wielbicieli klimatów gore. Nie do końca spełniona pisarka, wynajmuje mordercę, żeby pomógł jej zejść z tego świata w bardzo nietypowy sposób.
„Królestwo spokoju” to zdecydowanie najgorsza książka Ketchuma, jaką miałem do tej pory okazję czytać. Szkoda, że autor nie zdecydował się na umieszczenie w tym zbiorze mniejszej ilości opowiadań, za to lepiej rozwiniętych. O ile powieści Jacka polecam z czystym sumieniem każdemu czytelnikowi o mocnych nerwach, tak „Królestwo spokoju” jest lekturą raczej dla fanów twórczości tego autora. Absolutnie nie polecam tej książki osobom, które dopiero chcą zacząć przygodę z twórczością Ketchuma. Natomiast, jeżeli ktoś chce przeczytać dobry zbiór minipowieści, to lepiej niech sięgnie po „Dziwną pogodę” Joego Hilla albo „Cztery pory roku” Stephena Kinga.
Moja ocena: 5/10
Czytaliście „Królestwo spokoju”? Wolicie Ketchuma piszącego opowiadania czy powieści? Zapraszam do komentowania.