Kurtyna – Agatha Christie
„Kurtyna” to ostatnia powieść Agathy Christie z udziałem Herkulesa Poirota, a zarazem prawdopodobnie ostatnia książka tej autorki, którą przeczytałem.
Agatha Christie (pisała także pod pseudonimem Mary Westmacott) urodziła się 1890 roku. W 1920 roku przyłączyła się do Klubu Detektywów zrzeszającym autorów powieści kryminalnych, a w 1958 roku została jego prezesem. W grudniu 1926 pisarka zaginęła na 11 dni, co wywołało poruszenie w prasie. Do tej pory trudno powiedzieć, czy wynikało to z załamania psychicznego, czy może była to po prostu chwytliwa reklama. W 1971 roku otrzymała Order Imperium Brytyjskiego. Zmarła pięć lat później. Jest najbardziej znaną na świecie pisarką kryminałów oraz najlepiej sprzedająca się autorka wszech czasów. Wydano ponad miliard egzemplarzy jej książek w języku angielskim oraz drugi miliard przetłumaczonych na 45 języków obcych.
Sędziwy, schorowany Herkules Poirot wzywa na pomoc swojego Watsona, czyli kapitana Hastingsa. Kiedyś właśnie tutaj, w Styles, zaczynali karierę. Teraz znakomity detektyw staje przed zagadką morderstwa… które dopiero ma zostać popełnione.
Zacznę od ciekawostki. „Kurtyna” została napisana kilkadziesiąt lat przed tym zanim się ukazała. Autorka postanowiła wydać ją dopiero przed samą swoją śmiercią, łącząc w ten sposób losy swoje i Poirota. Co do samej fabuły książki, to niestety mnie nie zachwyciła. Pierwsze sto osiemdziesiąt stron ciągnęło mi się jak flaki z olejem. Nudziły mnie przydługie dialogi i bezsensowne przemyślenia Hastingsa, który jest narratorem w tej lekturze. Nie pomagali również mało ciekawi bohaterowie, a zwłaszcza bardzo irytująca córka kapitana – Judith. Jedynym plusem tej powieści jest jej zakończenie, w którym to tradycyjnie wszystkie elementy układanki wskakują na swoje miejsce. Nie ukrywam, że ostatni rozdział bardzo mocno mnie zaskoczył, ponieważ nie spodziewałem się, że rozwiązanie może pójść w tak niespodziewanym kierunku. Zaryzykuję stwierdzenie, że niektórzy wierni fani Agathy Christie mogą być nim nawet zbulwersowani. Autorka postawiła w nim odważne pytanie, czy każdy z nas ma w sobie mordercę i czy wystarczy iskra, żeby go obudzić?
Jakby było jeszcze za mało minusów, to po raz pierwszy w tej książce (wszystkie kryminały Agathy, jakie do tej pory czytałem, były wydane w jednej kolekcji) nie było tłumaczeń obcojęzycznych zwrotów, których używają bohaterowie. Z większością z nich dałem sobie radę, ale w kilku przypadkach pomoc w postaci przypisu bardzo by mi się przydała.
„Kurtyna” to przeciętny kryminał, który polecam głównie miłośnikom twórczości Agathy Christie. Poza faktem, że jest to powieść, w której żegnamy się małym Belgiem, to nie ma w niej nic, co spowodowałoby, że zapamiętałbym ją dłużej. Ostatnie książki tej autorki podobały mi się zdecydowanie mniej, dlatego kończę chyba bezpowrotnie przygodę z jej twórczością. A Wam polecam „Dziesięciu Murzynków” i „Morderstwo w Orient Expressie”, dwa genialne kryminały tej autorki.
Moja ocena: 5/10
Czytaliście „Kurtynę”? Zapraszam do komentowania.