Kwestja krwi – Marcin Wroński
„Kwestja krwi” to już moje siódme spotkanie z twórczością Marcina Wrońskiego. Niesamowite jest to, że cykl z komisarzem Maciejewski cały czas trzyma tak dobry poziom.
Marcin Wroński urodził się w 1972 r. w Lublinie. Ukończył polonistykę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W latach 90. związany z nurtem trzeciego obiegu – publikował m.in. w artzinach „Lampa i Iskra Boża”, „Mała Ulicznica”, „Brytan OD NOWA”. Debiutował w 1992 roku zbiorem opowiadań „Udo Pani Nocy”. Tworzył piosenki i skecze dla prowadzonego przez siebie kabaretu „Osoby o Nieustalonej Tożsamości”. Był felietonistą radiowym i prowadził audycję literacką „Fikcja o północy”, nauczycielem języka polskiego w liceum, później kilka lat pracował jako redaktor w wydawnictwach Wydawnictwo Paweł Skokowski, Fabryka Słów i Red Horse. Zajmował się również m.in. powieściami Romualda Pawlaka i tłumaczeniami z rosyjskiego Eugeniusza Dębskiego.
1926 rok, Zamość. Aspirant Zygmunt Maciejewski otrzymuje polecenie zbadania sprawy zaginięcia pewnej nastolatki z arystokratycznego rodu, będącej uczennicą miejscowego gimnazjum. Sprawa jest trudna, ponieważ Zyga nie zna środowiska zaginionej, atmosfera szkoły jest specyficzna, a na domiar złego pewien notariusz jest przekonany, że dziewczynę zamordowano.
Książka rozkręca się bardzo powoli. Początek jest bardzo niemrawy i dopiero z każdym kolejnym rozdziałem robi się coraz ciekawiej. Co ciekawe, fabuła „Kwestji krwi” po raz pierwszy w całym cyklu, osadzona jest nie w przedwojennym Lublinie, a w Zamościu, czyli mieście, które całkiem dobrze znam i bardzo lubię. Była to dla mnie przyjemna odmiana, chociaż musiałem się do niej na początku przyzwyczaić. Trzeba oddać autorowi, że i tym razem stanął na wysokości zadania, jeżeli chodzi o przedstawienie przedwojennego Zamościa. Jest tajemniczo, mrocznie i ogólnie bardzo klimatycznie. Dodatkowo Wroński bardzo umiejętnie wplótł do fabuły postać Bolesława Leśmiana, który naprawdę mieszkał kilkanaście lat w „Padwie Północy”. I właśnie w takim mieście swoje pierwsze śledztwo prowadzi niezawodny Zyga . Jeszcze mocno nieopierzony i dopiero uczący się swojego fachu, ale już posiadający ten pazurek i sarkastyczny humor, dzięki którym zyskał moją tak dużą sympatię.
Akcja tego kryminału toczy się dwutorowo. Zdecydowanie większa część lektury osadzona jest w latach dwudziestych ubiegłego wieku, natomiast kilka rozdziałów toczy się trzydzieści lat później. Z pozoru odległe od siebie wydarzenia, na samym końcu łączą się w logiczną całość. I właśnie to zakończenie jest zdecydowanie najmocniejszą stroną tej powieści. Rewelacyjny twist sprawił, że w mojej ocenie jest to jedna z lepszych, o ile w ogóle nie najlepsza końcówka ze wszystkich przeczytanych przeze mnie do tej pory książek Marcina Wrońskiego.
„Kwestja krwi” to dobry kryminał. Z każdą kolejną stroną, czytało mi się go coraz przyjemniej. Jak wspomniałem na samym początku, Marcin Wroński nie schodzi poniżej pewnego poziomu i po jego powieści sięgam niemal z pewnością, że będzie to przyjemnie spędzony czas. I tym razem nie zawiodłem się.
Moja ocena: 6/10
Czytaliście „Kwestję krwi”? Zapraszam do komentowania.