Śpiące królewny – Stephen King/Owen King
Juliusz Machulski w swoim genialnym filmie „Seksmisja”, pokazał jak wyglądałby świat, gdyby pozostały na nim wyłącznie kobiety. A co by się stało, gdyby zabrakło wszystkich przedstawicielek płci pięknej i na Ziemi zostaliby wyłącznie mężczyźni? Na to pytanie odpowiedział tandem Kingów w książce „Śpiące królewny”.
Stephen King (pisze także pod pseudonimem Richard Bachman) urodził się 21 września 1947 w Portland. Jako dziecko był świadkiem nieszczęśliwego wypadku – jeden z jego przyjaciół został potrącony przez pociąg i zmarł. King zanim odniósł sukces, jako pisarz pracował, jako nauczyciel języka angielskiego w szkole. W 1973 roku ogromny sukces literacki odniosła jego pierwsza powieść „Carrie”. Od tamtej pory jego książki rozeszły się w nakładzie przekraczającym 350 milionów egzemplarzy, co czyni go jednym z najbardziej poczytnych pisarzy na świecie. Jest wielokrotnym zdobywcą Nagród Brama Stokera i British Fantasy Award. W 1999 roku został potrącony przez samochód. Jego obrażenia – wielokrotne złamanie biodra, połamane żebra i uszkodzone płuco – unieruchomiły go w szpitalu na prawie trzy tygodnie. King przez ponad dziesięć lat miał problemy z alkoholem i narkotykami. Jego dwaj synowie – Owen King oraz Joe Hill – są również pisarzami.
Owen King urodził się 21 lutego 1977 w Bangor w stanie Maine. Amerykański pisarz. W 1999 roku ukończył Vassar College, a w 2002 Uniwersytet Columbia. Zadebiutował w 2005 roku zbiorem opowiadań „Jesteśmy w tym wszyscy razem”. Jest nauczycielem akademickim, kierunek: kreatywne pisanie.
W przyszłości tak realistycznej i bliskiej, że mogłaby być współczesnością, coś dziwnego dzieje się z kobietami, które zasypiają: szczelnie owija je zwiewna substancja przypominająca kokon. Gdy ktoś je budzi, gdy obrastający je materiał zostaje naruszony bądź zerwany, uśpione kobiety wpadają w dziką furię i stają się szaleńczo agresywne; śpiąc, przenoszą się do innego świata − świata, w którym panuje harmonia, a konflikty są rzadkością. Tajemnicza Evie jest jednak odporna na błogosławieństwo, bądź klątwę, niezwykłej śpiączki. Czy jest medyczną anomalią, którą należy przebadać? A może demonem, którego trzeba zabić? Porzuceni mężczyźni, zdani na siebie i swoje coraz bardziej prymitywne odruchy, dzielą się na wrogie frakcje, niektórzy pragną zabić Evie, inni ją ocalić. Część wykorzystuje panujący chaos, by zemścić się na starych bądź nowych wrogach. W świecie nagle opanowanym przez mężczyzn wszyscy uciekają się do przemocy.
„Śpiące królewny”, to druga po „Pudełku z guzikami Gwendy” książka autorstwa Stephena Kinga, która trafiła do rąk polskich czytelników w tym roku i druga, którą mój ulubiony pisarz napisał do spółki z innym autorem. Nie ukrywam, że zdecydowanie bardziej byłem ciekawy pierwszego z tych tytułów. Lubię książki Mistrza grozy, które ze względu na ilość stron, można zaliczyć do tak zwanych „cegieł”, a niektóre z nich, jak „Dallas’63” i „Bastion” należą wręcz do moich ulubionych tytułów w dorobku autora.
Powieść zaczyna się od prawie czterostronicowego spisu wszystkich postaci występujących w książce, co na początku trochę mnie przeraziło. Jednak w miarę upływu kolejnych stron spokojnie połapałem się, kto jest, kim i nie miałem większych problemów z zapamiętaniem bohaterów. Chociaż muszę uczciwie przyznać, że w czasie czytania zdarzyło mi się trzy lub cztery razy wrócić do wspomnianej listy, dlatego koniec końców uważam ją za pożyteczny dodatek. Kolejne sto stron wprowadza nas w małomiasteczkowy świat Dooling, czyli to, co fani Stephena lubią najbardziej, a w czym King jest najlepszy. Od momentu zaśnięcia pierwszej z kobiet, akcja zaczyna przyśpieszać, a autorzy zaczynają na przemian przedstawiać nam realny i fantastyczne świat. Mnie osobiście zdecydowanie przyjemniej czytało się rozdziały, które opisywały rzeczywistość, a za najlepszy fragment „Śpiących królewien” uważam obronę więzienia, który to miał w sobie coś z klimatu filmowych westernów „Rio Bravo” i „Alamo”. Kolejnym plusem tej powieści, jest jej całkiem niezłe i tak naprawdę otwarte zakończenie. Ostatni rozdział, który jest napisany kursywą, powoduje, że teoretycznie jasny i klarowny koniec, pozostawia nas jednak ze sporym znakiem zapytania i wątpliwościami.
Sporym minusem tej książki są występujące w niej postacie. Pomimo tego, że przez „Śpiące królewny” przewija się kilkadziesiąt mniej lub bardziej istotnych dla rozwoju akcji bohaterów, to tak naprawdę poza Evie i Willym, żaden z nich nie wzbudził mojej większej sympatii. Może właśnie tak duża ilość osób sprawiła, że praktycznie z żadną z nich nie byłem w stanie emocjonalnie się związać.
Zupełnie nie znam twórczości Owena, bo do tej pory nie miałem okazji przeczytać żadnej z jego książek, ale po przeczytaniu „Śpiących królewien” mogę zaryzykować stwierdzenie, że zdecydowaną większą część tej powieści napisał starszy z Kingów. Styl, w jakim została napisana ta książka, język i kilka fragmentów uderzających w obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych (Stephen, jako demokrata, jest wielkim przeciwnikiem Donalda Trumpa)
„Raz za Pennsylvania Avenue napotkały prezydencką kolumnę, orszak błyszczących czarnych limuzyn i SUV-ów. Przemknęła obok, nie zatrzymując się.
– Zobacz – Michaela pokazała palcem
– Kogo to obchodzi? – rzuciła Jeanice. – Jeszcze jeden kutas.”
utwierdzają mnie w przekonaniu, że raczej nie mylę się w swoim założeniu.
„Śpiące królewny” na pewno spodobają się wielbicielom twórczości Stephena Kinga, a zwłaszcza tym, którzy zachwycają się „Bastionem” lub „Pod kopułą”. Pomimo tego, że autorom niespecjalnie udali się bohaterowie, to uważam tę książkę za naprawdę dobrą, chociaż do ścisłej czołówki powieści mojego ulubionego pisarza, jest jej bardzo daleko. Z dwóch tegorocznym tytułów, jednak minimalnie lepiej oceniam „Pudełko z guzikami Gwendy”.
Moja ocena: 6/10
Czytaliście „Śpiące królewny”? Preferujecie Kinga w tak obszernym wydaniu, czy wolicie jego zbiory opowiadań? Zapraszam do komentowania.