Strażak – Joe Hill
Po bardzo dobrych „Rogach” postanowiłem sięgnąć po kolejną książkę Joego Hilla. Mój wybór padł na „Strażaka”.
Joe Hill urodził się w 1972 roku. Jego pełne nazwisko brzmi Joseph Hillstorm King – jest starszym synem Stephena i Tabithy King. Jego opowiadania (przede wszystkim fantasy) były publikowane w licznych czasopismach, otrzymał za nie wiele nagród i wyróżnień, m.in. nagrodę Williama L. Crawforda dla najlepszego nowego pisarza fantasy w 2006 roku. W lutym 2007 roku w USA ukazał się jego debiutancka powieść „Pudełko w kształcie serca”, która dostała się na 8. Miejsce listy bestsellerów „The New York Timesa”. Joe Hill mieszka w Nowej Anglii. Ma żonę Leonardę i trzech synów. Mieszka w New Hampshire.
Nikt nie wie dokładnie, kiedy i jak to się zaczęło. Przez kraj przetacza się przerażająca plaga, która uderza w kolejne miasta: Boston, Detroit, Seattle. Lekarze nazywają to Draco Incendia Trychophyton. Dla wszystkich innych to Smocza łuska, wysoce zakaźny, śmiertelny zarodnik. Najpierw na ciele pojawiają się piękne czarno-złote plamy, a następnie ludzie stają w płomieniach. Zakażają się miliony, ogień wybucha wszędzie. Nie ma antidotum. Nikt nie jest bezpieczny. Pielęgniarka Harper Grayson opiekowała się setkami zainfekowanych pacjentów, zanim jej szpital całkowicie spłonął. Teraz złote plamy odkryła na własnym ciele. W szpitalu widziała wiele matek, które rodziły zdrowe dzieci, więc wierzy, że jej dziecko też takie będzie… jeśli sama dożyje dnia porodu.
Czytając opis „Strażaka” od razu rzuca się w oczy bardzo duże podobieństwo do „Bastionu”. Joe Hill podjął się moim zdaniem bardzo ryzykownego zadania napisania własnej wersji jednej z najlepszych książek Stephena Kinga. Sam autor zresztą we wstępie przyznaje, że czerpał inspirację z twórczości swojego ojca. Czy podołał temu zadaniu? Moim zdaniem nie do końca.
Powieść zaczyna się bardzo zachęcająco. Hill świetnie przedstawił ewolucję relacji Harper i Jakoba. Liczyłem, że „Strażak” pójdzie właśnie w tym kierunku. Nie do końca jednak tak się stało. Spowodowało to, że autor nie wykorzystał potencjału, jaki drzemał w postaci męża głównej bohaterki, który na pierwszych stronach książki jest najlepiej napisanym bohaterem w całej lekturze. W momencie, gdy Harper pojawiła się w obozie przytłoczył mnie natłok postaci, w których ciężko było mi się połapać. Na szczęście po kilkudziesięciu stronach spokojnie to ogarnąłem, ponieważ tylko niektórzy z nich okazali się istotni dla dalszych losów powieści. Mniej więcej w połowie „Strażaka” pojawiły się dłużyzny. Akcja wyraźnie zwolniła, a my stajemy się świadkami ciągłych śpiewów w kościele, intryg i knowań. I tak jest niestety przez dobre dwieście stron. Dopiero końcówka książki podnosi poziom, chociaż zakończenie, które jest dość zaskakujące, to i tak mogłoby być jeszcze lepsze, gdyby było mniej szczęśliwe.
Hillowi udało się bardzo dobrze przedstawić sekrety ludzkiej psychiki. Z jednej strony doskonale pokazał jak w kryzysowych sytuacjach w człowieku budzą się najgorsze instynkty, a z drugiej, że w takich okolicznościach dzieci szybko dorastają, najgorsze ofermy stają się bohaterami a kobiety są zmuszone podejmować męskie decyzje.
„Strażak” to książka zdecydowanie gorsza od „Bastionu”. Z jednej strony cieszy mnie to, że Hill inspiruje się twórczością mojego ulubionego pisarza i naśladuje jego styl (Ach te ostatnie zdania w rozdziale w stylu: „Ale wróciła późną nocą i w obozie nic już nie było takie samo”), ale z drugiej strony chciałbym, żeby szedł własną drogą. Ciekawy pomysł z postapokaliptyczną wizją świata, ciekawe postacie i spora dawka humoru sprawiają, że ogólnie oceniam tę powieść dobrze, chociaż „Rogi” podobały mi się dużo bardziej. Wielbiciele obu Kingów na pewno będą zadowoleni pod warunkiem, że nie będą oczekiwali „Bastionu 2”.
Moja ocena: 6/10
Czytaliście „Strażaka”? Lubicie „Bastion” Stephena Kinga? Zapraszam do komentowania.