Żegnaj laleczko – Raymond Chandler
„Żegnaj laleczko” Raymonda Chandlera, to kryminał, który chciałem od bardzo dawna przeczytać. Jednak przez długi czas nie byłem w stanie nigdzie zakupić tej książki w konkretnym wydaniu (Tak to jest, gdy ma się bzika na punkcie kolekcjonowania jednej serii). Gdy w końcu mi się to udało, niemal natychmiast zabrałem się do jej czytania.
Raymond Thornton Chandler urodził się 23 lipca 1888 w Chicago. W wieku 8 lat po rozwodzie rodziców przeniósł się wraz z matką do Londynu. Po ukończeniu szkoły w Dulwich spędził rok we Francji i Niemczech. Po powrocie do Anglii zdawał egzaminy na urzędnika administracji państwowej, lecz po pół roku rzucił pracę. Zarabiał jako dziennikarz i recenzent, publikując w pismach „The Academy”, „The Westminster Gazette” i „The Spector”. Podczas I wojny światowej służył w Kanadyjskich Wojskach Ekspedycyjnych, później zaciągnął się do RAF, lecz został zdemobilizowany nie ukończywszy szkolenia. W 1924 roku ożenił się z Pearl Cecily Bowen, matką kolegi z wojska. Po opublikowaniu pierwszych opowiadań poświęcił się pracy literackiej. W 1943 zaczął pracować jako scenarzysta. Był nominowany do Oscara za scenariusze do filmów: Podwójne ubezpieczenie (1944) i Błękitna dalia (1946). Po śmierci żony w 1954 przeżywał załamanie, podczas którego próbował popełnić samobójstwo. Zmarł w 26 marca 1959 na zapalenie płuc.
Prywatny detektyw Filip Marlowe przypadkowo staje się świadkiem morderstwa w murzyńskiej knajpie. Już wkrótce okazuje się, że dokonał go niejaki Myszka Malloy, który właśnie wyszedł z więzienia i poszukuje swojej dawnej kochanki, piosenkarki Velmy. Po dziewczynie jednak ślad zaginął, a Marlowe, tropiąc ją i ukrywającego się Malloya, jak zwykle wpada w niemałe tarapaty i ledwie uchodzi z życiem. Nie lubi jednak spraw nierozwiązanych do końca. Czy odnajdzie Velmę?
Książka rozkręca się bardzo, ale to bardzo powoli. Akcja początkowo ciągnęła się tak niesamowicie wolno, że po pierwszych kilkudziesięciu stronach byłem bliski rzucenia tego kryminału w kąt. Na szczęście w okolicach setnej strony zrobiło się trochę ciekawiej. Od tego momentu, główny bohater w bardzo krótkim czasie przeżywa tak wiele przygód (asystowanie w przekazaniu szantażystom okupu, ogłuszenie, przesłuchanie na komisariacie, porwanie, ucieczka), że można by nimi obdzielić kilka powieści. Generalnie im bliżej końca „Żegnaj laleczko”, tym fabuła coraz mocniej mnie wciągała, a już zdecydowanie najlepiej czytało mi się zakończenie, które jest najmocniejszą stroną tej lektury.
„Pan Grayle wstał, powiedział, że bardzo mu było miło mnie poznać i że pójdzie i położy się na chwilę. Nie czuje się zbyt dobrze. Miał nadzieję, że mu wybaczę. Był taki grzeczny, że poczułem ochotę wynieść go z pokoju na rękach, żeby mu okazać swoją wdzięczność.”
W „Żegnaj laleczko”, odnajdziemy wszystko to, co powinniśmy znaleźć się w klasycznym czarnym kryminale. Mamy więc mroczne dzielnice, w których rozgrywa się zdecydowana większa część akcji. Mamy także działającego na granicy prawa głównego bohatera, który pod płaszczykiem specyficznego poczucia humoru, skrywa własny kodeks honory. I jest również femme fatale – piękna kobieta, która potrafi okręcić sobie wokół palca każdego mężczyznę.
Na koniec chciałbym jeszcze zwrócić uwagę, na tak zwane chandleryzmy, czyli specyficzne porównania, których w tej powieści jest bez liku. Czasami są ona bardzo zabawne, czasami mniej udane, ale muszę przyznać, że nadały tej lekturze blasku.
„Obiad za osiemdziesiąt pięć centów smakował jak zniszczona torba listonosza. Podał mi go kelner o wyglądzie zbira, który by mnie trzasnął za dwadzieścia pięć centów, za sześćdziesiąt podciąłby mi gardło, za półtora dolara plus narzut handlowy pogrzebał w morzu w beczce cementu”.
Podsumowując, „Żegnaj laleczko” to przeciętna książka. Może miałem zbyt wysokie oczekiwania, co do tej lektury, bo jednak, co by nie mówić, Raymond Chandler jest najbardziej znanym twórcą czarnego kryminału. Jednak niemiłosiernie długo rozkręcająca się akcja powieści i mało ciekawe postacie poza głównym bohaterem sprawiły, że nie mogę zaliczyć tej powieści to bardzo dobrych. Zdecydowanie z tego gatunku literackiego wolę twórczość Marcina Wrońskiego.
Moja ocena: 5/10
Czytaliście „Żegnaj laleczko”? Lubicie twórczość Raymonda Chandlera? Zapraszam do komentowania.