17 podniebnych koszmarów – Stephen King, Bev Vincent
Nie ukrywam, że kiedy zobaczyłem na stronie wydawnictwa Prószyński i S-ka zapowiedź książki „17 podniebnych koszmarów”, to dosyć mocno napaliłem się na tę antologię. Przede wszystkim dlatego, że wśród autorów opowiadań znalazłem Stephena Kinga i Joe Hilla, którzy należą do ścisłej czołówki moich ulubionych pisarzy.
Stephen King (pisze także pod pseudonimem Richard Bachman) urodził się 21 września 1947 w Portland. Jako dziecko był świadkiem nieszczęśliwego wypadku – jeden z jego przyjaciół został potrącony przez pociąg i zmarł. King zanim odniósł sukces jako pisarz pracował, jako nauczyciel języka angielskiego w szkole. W 1973 roku ogromny sukces literacki odniosła jego pierwsza powieść „Carrie”. Od tamtej pory jego książki rozeszły się w nakładzie przekraczającym 350 milionów egzemplarzy, co czyni go jednym z najbardziej poczytnych pisarzy na świecie. Jest wielokrotnym zdobywcą Nagród Brama Stokera i British Fantasy Award. W 1999 roku został potrącony przez samochód. Jego obrażenia – wielokrotne złamanie biodra, połamane żebra i uszkodzone płuco – unieruchomiły go w szpitalu na prawie trzy tygodnie. King przez ponad dziesięć lat miał problemy z alkoholem i narkotykami. Jego dwaj synowie – Owen King oraz Joe Hill – są również pisarzami.
Bev Vincent urodził się 2 czerwca 1961 w Kanadzie. Jest autorem kilku książek, z których najnowsza to The Dark Tower Companion, oraz ponad osiemdziesięciu opowiadań, zamieszczonych między innymi w Alfred Hitchcock’s Mystery Magazine, Ellery Queen’s Mystery Magazine, The Blue Religion i Ice Cold. Jego utwory były nominowane do Bram Stoker Award, Edgar Award i ITW Thriller Award. Od 2001 roku prowadzi rubrykę „News from the Dead Zone” w każdym numerze pisma Cemetery Dance. Nie ma nic przeciwko lataniu, ale nie obraziłby się, gdyby ktoś wynalazł urządzenie do teleportacji. Mieszka z żoną w Teksasie.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, gdy weźmiemy tę książkę do ręki, to mało udana okładka. Miało być chyba strasznie, a moim zdaniem wyszło karykaturalnie. A co otrzymujemy w środku? Nieznoszący latać Stephen King do spółki z Bevem Vincentem wybrali siedemnaście utworów (szesnaście opowiadań i jeden wiersz) autorstwa różnych autorów, których motywem przewodnim są nieszczęścia, jakie mogą wydarzyć się w czasie lotu samolotem. Każda z tych nowel została poprzedzona krótkim wprowadzeniem autorstwa Mistrza grozy. Niestety żadna z nich nie sprawiła, że musiałem zbierać szczękę z podłogi. Mało tego, żadnej nie mogę uznać za bardzo dobrą. Warto jednak zwrócić uwagę na kilka utworów. Zdecydowanie najlepiej czytało mi się opowiadanie Richarda Mathesona „Koszmar na wysokości sześciu tysięcy metrów” opowiadające o mężczyźnie, który w czasie lotu dostrzega na skrzydle samolotu pewną postać. Autor świetnie przedstawił w nim narastającą psychozę głównego bohatera. Warto jeszcze zwrócić uwagę na „Lucyferze!” Edwina Charlesa Tubba (W ręce pracownika kostnicy trafia sygnet, dzięki któremu można cofać się w czasie o niecałą minutę. Ogromny plus za zakończenie.), „Latająca machina” Raya Bradbury’ego (Cesarz w starożytnych Chinach widzi człowieka, który wzbił się w powietrze. Plus za przesłanie zawarte w tej minipowieści.), a także na „Morderstwo w powietrzu” Petera Tremayne (W kabinie samolotowej toalety zostają znalezione zwłoki prezesa koncernu medialnego. Całkiem nieźle napisany kryminał, przypominający trochę twórczość Agathy Christie.). Można jeszcze wspomnieć o obu Kingach. Ich opowiadania są niezłe, ale niestety nic poza tym. Po takich mistrzach spodziewałem się zdecydowanie czegoś lepszego. A pozostałe utwory? W mojej ocenie wypadają marnie (np. „Nie zestarzeją się nigdy” z naprawdę wciągającym początkiem, za to z kompletnie kiepską końcówką), albo wręcz bardzo słabo (Nieporozumieniem jest dla mnie umieszczenie w tej antologii wiersza „Spadanie”).
„Właściwie jeszcze ani razu się nie spotkałyśmy, a już się przyjaźnimy. Wszystkie jesteśmy wdowami. Poznałyśmy się w internetowym chatroomie. Internet to cudowny wynalazek. W czasach mojej młodości niczego takiego nie było.
– Pedofile też nie mogą się go nachwalić – powiedział biznesmen i przewrócił kartkę.”
„17 podniebnych koszmarów” to przeciętny zbiór opowiadań. Miały być koszmary, a wyszła nuda. Miał być strach przed lataniem, a ja nadal bardzo chcę polecieć samolotem. Patrząc na nazwiska autorów, liczyłem na urwanie pewnej części ciała poniżej pleców, a doznałem sporego rozczarowania. Sześć wartych uwagi nowel, to zdecydowanie zbyt mało, żeby ocenić te lekturę wyżej. Polecam ją wyłącznie miłośnikom science-fiction oraz wiernym fanom twórczości autorów, których utwory znalazły się w tej antologii. Pozostałym czytelnikom radzę poszukać innej książki.
Moja ocena: 5/10
Czytaliście „17 podniebnych koszmarów”? Jakie są Wasze ulubione antologie? Zapraszam do komentowania.