Mój Lublin – Róża Fiszman-Sznajdman
„Mój Lublin” autorstwa Róży Fiszman-Sznajdman przez wielu uznawany jest za książkę, która najlepiej opisuje żydowski Lublin tuż przed wybuchem II wojny światowej. Po jej przeczytaniu muszę zgodzić się z tą opinią.
Róża Fiszman-Sznajdman urodziła się w 1913 roku w Lublinie. Ukończyła Żydowskie Gimnazjum Humanistyczne. Po maturze obracała się w kręgach aktywistów społecznych powiązanych z organizacjami komunistycznymi. Wojnę przetrwała w Związku Radzieckim. W 1946 r. powróciła do rodzinnego miasta, gdzie angażowała się w życie zdziesiątkowanej społeczności żydowskiej. Pracowała m.in. jako nauczycielka w powszechnej szkole żydowskiej, a po jej zamknięciu w miejscowym dzienniku „Sztandar Ludu” jako kierowniczka działu skarg i zażaleń. W 1969 r. w atmosferze antysemickiej nagonki związanej z tzw. wydarzeniami marcowymi, Róża Fiszman-Sznajdman wyemigrowała wraz z mężem, córką i zięciem do Szwecji. Do końca życia mieszkała w Göteborgu, gdzie przez wiele lat pracowała na stanowisku administracyjnym w muzeum etnograficznym. Zmarła 15 listopada 1985 roku.
Autorka w kolejnych rozdziałach opisuje Lublin, począwszy od rodzinnego mieszkania w kamienicy przy ulicy Lubartowskiej, poprzez domy znajdujące się w najbliższej okolicy, kolejne ulice mieszczące się w tak zwanej dzielnicy żydowskiej, a także szkoły, do których uczęszczała przed wojną. Opowiada również o członkach swojej rodziny, sąsiadach, koleżankach z klasy i podwórka, nauczycielach i innych mieszkańcach tamtego Lublina, a także o swojej politycznej działalności. Muszę zwrócić uwagę, na doskonałą pamięć Róży Fiszman-Sznajdman, która z najdrobniejszymi szczegółami wspomina swoje dzieciństwo i młodość. Czytając jaki układ miało dane mieszkanie, jaki smak miało ciasto, lub jaki zapach wydobywał się z jednego z warsztatów, mogłem sobie bez problemu wyobrazić Kozi Gród lat trzydziestych. Wszystko kończy rozdział, w którym autorka opisuje moment, gdy po raz pierwszy zobaczyła wojska niemieckie, które właśnie wkroczyły do jej rodzinnego miasta.
A jaki obraz Lublina wyłania się ze wspomnień Róży Fiszman-Sznajdman? Smutny i ponury, z rzadkimi momentami, kiedy to nabierał kolorów. Gwarne ulice, przy których stoją kamienice z tylko jedną wspólną i prawie zawsze przepełnioną toaletą. Wielodzietne rodziny gnieżdżące się w maleńkich pokojach, które bardzo często musiały być jeszcze dodatkowo przedzielone szafą, ponieważ równocześnie pełniły także funkcję sklepu lub warsztatu. Najczęściej ubodzy ludzie, którzy ledwie wiążą koniec z końcem, pracując za wynagrodzenie, które praktycznie pozwala tylko przeżyć. Co miesiąc zastanawiają się, za co opłacić czynsz lub jak uzbierać czesne dla dziecka, żeby mogło zdobyć jakieś wykształcenie i mieć lepsze perspektywy niż ich rodzice. Dzieci, które bardzo wcześnie musiały iść do pracy, aby polepszyć warunki życiowe rodziny. Autorka nie zapomina również o czekających na klienta na rogach budynków tragarzach, którzy byli nieodłącznym elementem żydowskiego Lublina. Nawet w szkole autorka nie zaznała luksusów. Małe i ciasne klasy, w których mieściły się również szatnie i kilku uczniów siedzących przy jednej ławce sprawiały, że nie były to najlepsze warunki do nauki. Mimo tych wszystkich trudności, ludzie przeważnie byli wobec siebie życzliwi i w miarę możliwości starali sobie pomóc. A najszczęśliwszymi chwilami dla Róży, były wizyty u dziadków i krótkie wakacje w podlubelskiej miejscowości.
„Mój Lublin” to bardzo dobra książka, po którą warto sięgnąć przede wszystkim dlatego, żeby dowiedzieć się, jak wyglądało przed wojną życie w żydowskiej części miasta. Doskonała pamięć Róży Fiszman-Sznajdman sprawia, że poznamy Lublin w najdrobniejszym szczególe. Szczerze polecam.
Moja ocena: 7/10
Czytaliście „Mój Lublin”? Lubicie czytać książki o historii swojego miasta? Zapraszam do komentowania.