Morderstwo pod cenzurą – Marcin Wroński
Marcin Wroński, obok Maxa Czornyja, jest najbardziej znanym lubelskim pisarzem. Pomimo wielu pozytywnych opinii na temat jego twórczości, bardzo długo zabierałem się do sięgnięcia po którąś z jego powieści. I gdy w końcu przeczytałem „Morderstwo pod cenzurą”, pierwszy tom cyklu o komisarzu Maciejewskim, to zaczynam się zastanawiać, dlaczego zrobiłem to tak późno?
Marcin Wroński urodził się w 1972 r. w Lublinie. Ukończył polonistykę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W latach 90. związany z nurtem trzeciego obiegu – publikował m.in. w artzinach „Lampa i Iskra Boża”, „Mała Ulicznica”, „Brytan OD NOWA”. Debiutował w 1992 roku zbiorem opowiadań „Udo Pani Nocy”. Tworzył piosenki i skecze dla prowadzonego przez siebie kabaretu „Osoby o Nieustalonej Tożsamości”. Był felietonistą radiowym i prowadził audycję literacką „Fikcja o północy”, nauczycielem języka polskiego w liceum, później kilka lat pracował jako redaktor w wydawnictwach Wydawnictwo Paweł Skokowski, Fabryka Słów i Red Horse. Zajmował się również m.in. powieściami Romualda Pawlaka i tłumaczeniami z rosyjskiego Eugeniusza Dębskiego.
Lublin na kilka dni przed 11 listopada 1930 roku, trwają przygotowania do patriotycznego święta. Tymczasem Roman Binder, redaktor naczelny prawicowej gazety, zostaje brutalnie zamordowany we własnym mieszkaniu. Pierwsze tropy wiodą do szefów dwóch innych lubelskich gazet, w grę mogą wchodzić zarówno osobiste porachunki, jak i pobudki polityczne. Śledztwo prowadzi Zygmunt „Zyga” Maciejewski, od którego odeszła żona, za to nie opuściły go skłonności do alkoholu i aspołeczny charakter. Maciejewskiemu nie ułatwiają pracy ani niesubordynowani podwładni, ani nowy współpracownik, przydzielony mu z komendy wojewódzkiej. Kiedy rankiem w samo święto zostaje odnalezione ciało cenzora prasowego, sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej.
Książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Ogromna w tym zasługa świetnie nakreślonych bohaterów, z komisarzem Zygą Maciejewskim na czele. Takie postacie uwielbia się albo nienawidzi. Moje serce skradł praktycznie od pierwszej sceny, w której się pojawił. Niepokorny nerwus, z nieciekawą przeszłością, lubiący zaglądać do kieliszka, obdarzony ironicznym poczuciem humoru, bardzo przypominał mi komisarza Eryka Deryło z książek Maxa Czornyja.
„- Tamten. – Maciejewski wskazał zwłoki z przyrodzeniem wetkniętym w lekko uchylone usta. – Tylko niech się lepiej nie uśmiecha, bo ptaszek wyleci.”
„Morderstwo pod cenzurą” to jednak nie tylko Zyga. Marcinowi Wrońskiemu udało się stworzyć również rewelacyjnych drugoplanowych bohaterów. Warto szczególnie zwrócić uwagę na współpracowników Maciejewskiego. Poukładany Kraft, spokojny Fałniewicz, bawidamek Zielny (obok komisarza moja ulubiona postać w całej lekturze), a nawet pojawiająca się tylko w epizodzie sąsiadka Zygi Kapranowa sprawiają, że trudno oderwać się od tej powieści. Ale książka ma jeszcze jednego bohatera, a mianowicie przedwojenny Lublin. Autor doskonale przedstawił zarówno topografię mojego ukochanego miasta, jak i zwyczajne życie jego mieszkańców. Możemy przeczytać o konfliktach na tle narodowym, zwiedzić kawałek dzielnicy żydowskiej, po której dziś praktycznie nie ma śladu, wstąpić do nieistniejących już knajp, a także wziąć udział w pościgu samochodowym, „pędząc” czterdzieści kilometrów na godzinę za ściganym peugeotem. Miłośnicy dawnego Lublina będą na pewno zachwyceni. Ja byłem. I to bardzo.
Czy „Morderstwo pod cenzurą” jest więc idealną lekturą. Niestety nie. Końcowy efekt psuje trochę jej zakończenie. Z jednej strony, co można uznać za plus, jest ono bardzo nietypowe jak na kryminał. Z drugiej jednak, nie do końca udane, ponieważ pewne wątki nie zostają w stu procentach wyjaśnione. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to bardzo dobra książka i z przyjemnością przeczytam kolejne powieści z cyklu o komisarzu Maciejewskim. Świetnie nakreśleni bohaterowie, duża ilość humoru i doskonale przedstawiony przedwojenny Lublin sprawiają, że „Morderstwo pod cenzurą” czyta się jednym tchem. Jeżeli szukacie dobrego kryminału retro, zachwycaliście się Warszawą w „Złym” Leopolda Tyrmanda, to śmiało sięgnijcie po tę lekturę. Na pewno się nie zawiedziecie.
P.S. Moja koleżanka z pracy, a prywatnie znajoma Marcina Wrońskiego, kiedy dowiedziała się, że zabieram się do czytania tej książki, powiedziała mi, że jeżeli nie za bardzo mi się ona spodoba, to mam się nie zrażać, ponieważ Marcin jeszcze nie do końca potrafił wtedy dobrze pisać. Otóż Droga Ewo, z przyjemnością melduję, że nie tylko się nie zraziłem, ale znalazłem kolejnego dobrego autora 🙂
Moja ocena: 7/10
Czytaliście „Morderstwo pod cenzurą”? Lubicie twórczość Marcina Wrońskiego? Zapraszam do komentowania.