My z Jedwabnego – Anna Bikont
Gdy w 2000 roku ukazała się książka „Sąsiedzi” Jana Tomasza Grossa, w której to autor zwrócił uwagę na udział Polaków w mordzie w Jedwabnym, wybuchł skandal. Polacy, nie po raz pierwszy, podzielili się na dwa obozy. I właśnie te wydarzenia zainspirowały Annę Bikont, do przeprowadzenie własnego śledztwa sprawie pogromu, a także napisania książki na ten temat. Efektem jej pracy jest reportaż „My z Jedwabnego”.
Anna Bikont urodziła się 17 lipca 1954 roku w Warszawie. Jest absolwentką biologii i psychologii. Pracowała jako asystentka na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Od pierwszego do ostatniego numeru (1982–1989) pracowała w zespole „Tygodnika Mazowsze”, pisma podziemnej Solidarności. Współtworzyła też „Gazetę Wyborczą”, z którą związana jest do dzisiaj. Jest autorką i współautorką książek oraz zbiorów reportaży, za które otrzymała wiele literackich nagród. W 2017 roku otrzymała doktorat honoris causa uniwersytetu w Göteborgu.
Jedwabne – miasto w województwie podlaskim, w powiecie łomżyńskim, w którym 10 lipca 1941 roku dokonano pogromu. Grupa co na najmniej 40 Polaków zamieszkujących miasto, zamordowało kilkuset polskich Żydów z Jedwabnego i okolic.
Fabuła książki ma dosyć nietypową konstrukcję, ponieważ w kolejnych rozdziałach przeplatają się biografie jedwabieńskich mieszkańców, oraz dziennik autorki z okresu powstawania tego reportażu. Anna Bikont opisała losy kilku Żydów, którym udało się przeżyć pogrom i Polaków, którzy im pomagali lub ich mordowali. Nie zabrakło też historii dzieci zarówno jednych jak i drugich, którzy po latach próbują dowiedzieć się, po której stronie barykady stali ich rodzice. Duże wrażenie zrobił na mnie fragment, w którym mężczyzna odkrywa, że jednym z przywódców morderców, był jego ojciec. Natomiast czytając dziennik, od razu rzuciło mi się w oczy, jak tytaniczną pracę musiała wykonać autorka, żeby ta książka mogła w ogóle powstać. W mieście panowała istna zmowa milczenia. Zdecydowana większość mieszkańców Jedwabnego albo nie chciała wcale z nią rozmawiać na temat mordu, a gdy już ktoś się odważył, to przeważnie całą winą obarczał Niemców. Nie ma w tym nic dziwnego, skoro chwilę po rozpoczęciu zbrodni, wielu Polaków zajmowało już żydowskie domy swoich sąsiadów i przejmowało ich majątek. Zadania nie ułatwiał również fakt, że Anna Bikont sama jest pochodzenia żydowskiego.
Dużym plusem tej lektury jest umieszczona na jej końcu mapka, która pokazuje Jedwabne w chwili wybuchu wojny. Autorka opisała każdy dom i miejsce w miasteczku, co bardzo ułatwiło mi uporządkowanie tego, co przeczytałem w książce. Kolejną zaletą jest bardzo duża ilość mieszkańców Jedwabnego. Szkoda tylko, że nie umieszczono żadnej fotografii samego miasta.
Do tej beczki miodu muszę jednak dodać łyżkę dziegciu. W trakcie czytania, kilkakrotnie rzuciły mi się w oczy zbyt emocjonalne oceny pewnych wypowiedzi lub zachowań polskich mieszkańców Jedwabnego dokonywane przez autorkę. Podejrzewam, że były one spowodowane żydowskim pochodzeniem pani Anny i traktowaniem tej sprawy bardziej osobiście. Od autora reportażu oczekuję zdecydowanie więcej obiektywizmu.
„My z Jedwabnego” to rewelacyjna, a zarazem bardzo smutna i trudna w odbiorze książka. Dlatego nie byłem w stanie czytać jej za jednym podejściem i musiałem ją sobie dawkować. Anna Bikont podjęła się bardzo trudnego zadania, chociażby dlatego, że wielu Polaków do dzisiejszego dnia nie wierzy, że zbrodni dokonali nasi rodacy. A jednak, jak po raz kolejny okazało się, jako naród nie byliśmy tacy święci i sprawiedliwi. Słuchając języka publicznej debaty i patrząc na wszechobecny jad wylewający się z internetu, warto potraktować tę lekturę jako przestrogę, bo czytając ją, miałem cały czas z tyłu głowy, że historia lubi się powtarzać.
P.S. Wydawnictwo Czarne po raz kolejny udowodniło mi, że jeżeli chodzi o reportaże, to nie ma sobie równych na polskim rynku wydawniczym.
Moje ocena: 8/10
Czytaliście „My z Jedwabnego”? Czytaliście inne książki Anny Bikont? Zapraszam do komentowania.