Pogrom w przyszły wtorek – Marcin Wroński
Czas pędzi jak szalony. Niedawno zaczynałem przygodę z cyklem o komisarzu Maciejewskim, a już dobiłem do jego połowy. „Pogrom w przyszły wtorek”, to piąta książka Marcina Wrońskiego z tej serii.
Marcin Wroński urodził się w 1972 r. w Lublinie. Ukończył polonistykę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W latach 90. związany z nurtem trzeciego obiegu – publikował m.in. w artzinach „Lampa i Iskra Boża”, „Mała Ulicznica”, „Brytan OD NOWA”. Debiutował w 1992 roku zbiorem opowiadań „Udo Pani Nocy”. Tworzył piosenki i skecze dla prowadzonego przez siebie kabaretu „Osoby o Nieustalonej Tożsamości”. Był felietonistą radiowym i prowadził audycję literacką „Fikcja o północy”, nauczycielem języka polskiego w liceum, później kilka lat pracował jako redaktor w wydawnictwach Wydawnictwo Paweł Skokowski, Fabryka Słów i Red Horse. Zajmował się również m.in. powieściami Romualda Pawlaka i tłumaczeniami z rosyjskiego Eugeniusza Dębskiego.
Zygmunt Maciejewski, komisarz przedwojennej policji, już rok spędził w więzieniu i jest rozpracowywany przez okrutnego ubeka. Wprawdzie major Grabarz nie zdołał skłonić Zygi do kolaboracji, lecz wie, że dopnie swego. Maciejewski, policjant oddany swojej pracy i lojalny wobec prześladowanych kolegów po fachu, zgadza się pomóc nawet ubekowi, gdy ten – zupełnie nieoczekiwanie – żąda, by Zyga zapobiegł… mającemu wybuchnąć pogromowi w Lublinie.
Nazwisko Marcina Wrońskiego na okładce, stało się dla mnie gwarancją, że książka będzie co najmniej dobra. Nie inaczej jest i tym razem i to pomimo tego, że „Pogrom w przyszły wtorek” to chyba najsmutniejsza powieść tego autora, jaką do tej pory przeczytałem. Miasto jest szare, bure i ponure. Gdzie się nie spojrzeć, tam straszą gruzy i szkielety na wpół rozebranych budynków. Pieniądze, za które przed wojną można byłoby przebiedować niemal rok, teraz starczają zaledwie na kilka dni. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że Wroński ma doskonałą umiejętność odtwarzania klimatu dawnego Lublina. Nie zapomina przy tym o najdrobniejszych szczegółach, takich jak nazwy ulic, knajpy, siedziby instytucji państwowych, a w dodatku mieszkańcy mówią językiem z tamtych lat. Wszystko to sprawia, że nawet osoby niezbyt znające miasto, bez problemu będą go sobie mogły wyobrazić. I właśnie do takiego Lublina trafia Zyga po wyjściu z więzienia i kompletnie nie potrafi się w nim odnaleźć, ponieważ cały dotychczasowy świat mu się zawalił. Żona z ukochanym dzieckiem mieszka z innym mężczyzną, przyjaciel jest więziony, ulubiona sąsiadka leży na łożu śmierci, a jakby było tego mało, wszyscy wokół mają go za kapusia. Cała ta sytuacja powoduje, że widzimy w tej książce drugą, bardziej ludzką twarz komisarza. Nie tylko twardego glinę, ale także zwykłego człowieka, który musi sobie radzić z problemami życia codziennego. Przyznam, że dzięki tej powieści polubiłem Maciejewskiego jeszcze bardziej. Uwielbiam go za cudowne sarkastyczne poczucie humoru i za optymistyczne podejście do życia, pomimo wszelkich przeciwności losu. Co do zakończenia, to podobnie jak cała lektury, jest ono mało radosne, ale zachęca do sięgnięcia po kolejne części cyklu.
„Pogrom w przyszły wtorek” to dobra książka. Bardzo podoba mi się fakt, że Marcin Wroński trzyma równy poziom i że sięgając po jego kolejne powieści, mam pewność, że spędzę miło czas. Dlatego cieszę się, że przede mną jeszcze druga połowa serii o komisarzu Zydze. Polecam.
Moja ocena: 6/10
Czytaliście „Pogrom w przyszły wtorek”? Zapraszam do komentowania?