Rogi – Joe Hill
Pod koniec września, w trakcie rozmowy z Ciachem z bloga Świat bibliofila, rozmowa zeszła na temat, co się stanie, gdy kiedyś zabraknie naszego ulubionego autora – Stephena Kinga. I wtedy Kamil przypomniał mi, że są przecież jego dwaj synowie, także pisarze. I wtedy dotarło do mnie, że jako wielki fan twórczości Króla, nigdy nie przeczytałem ani jednej powieści któregokolwiek z jego członków rodziny. Szybkie wejście na Internet, błyskawiczny wybór i za kilka dni kurier dostarczył mi przesyłkę z dwoma książkami Joego Hilla. Jedną z nich były „Rogi”.
Joe Hill urodził się w 1972 roku. Jego pełne nazwisko brzmi Joseph Hillstorm King – jest starszym synem Stephena i Tabithy King. Jego opowiadania (przede wszystkim fantasy) były publikowane w licznych czasopismach, otrzymał za nie wiele nagród i wyróżnień, m.in. nagrodę Williama L. Crawforda dla najlepszego nowego pisarza fantasy w 2006 roku. W lutym 2007 roku w USA ukazał się jego debiutancka powieść „Pudełko w kształcie serca”, która dostała się na 8. Miejsce listy bestsellerów „The New York Timesa”. Joe Hill mieszka w Nowej Anglii. Ma żonę Leonardę i trzech synów. Mieszka w New Hampshire.
Ignatius Perrish budzi się pewnego ranka kompletnie skacowany. Jest pewien, że w nocy narobił głupstw, ale nic nie pamięta. W lustrze zauważa z przerażeniem, że wyrosły mu rogi… Zdezorientowany idzie do lekarza. Dostrzega też inną prawidłowość: wszyscy zaczynają mówić mu, co myślą. Bez ogródek, tak jakby nie mogli się powstrzymać. Kiedy Ig dotyka skóry innego człowieka, poznaje jego myśli, wspomnienia, widzi przeszłość. Rok wcześniej zgwałcono i brutalnie zamordowano jego dziewczynę i właśnie to wydarzenie doprowadziło Ignatiusa na skraj załamania nerwowego. Czy nowe zdolności pomogą mu wrócić do równowagi i odkryć, kto jest winien śmierci ukochanej?
Trudno jest mi ocenić książkę napisaną przez syna, jeżeli jego ojciec jest moim ukochanym pisarzem. Przed przeczytaniem „Rogów” cały czas miałem w głowie pytania czy Joe jest równie zdolny jak mój Mistrz, czy niedaleko padło jabłko od jabłoni? I jak się okazało, młody King podołał legendzie Stephena.
„Rogi” wciągnęły mnie od pierwszej strony. Od samego początku akcja powieści toczy się w bardzo przyjemnym do czytania tempie i co najważniejsze praktycznie nie zwalnia do samego końca. Książka jest napisana w stylu Stephena Kinga, który bardzo mi odpowiada. Pełno w niej retrospekcji, opisywania tej samej sytuacji oczami kilku osób, a nawet znienawidzonego przeze mnie budowania napięcia w stylu: wtedy widział ją po raz ostatni. Dodatkowo mamy bardzo fajne nawiązanie do „Carie”. Powieść ma kilka zbytecznych rozdziałów, ale całość generalnie trzyma równy poziom. Zakończenie, które jest piętą achillesową starszego z Kingów, w „Rogach” podobało mi się, pomimo że było dość przewidywalne. Sam pomysł rogów i odkrywania cudzych tajemnic, tylko, dlatego że się kogoś dotyka, jest dla mnie strzałem w dziesiątkę. Z jednej strony zazdrościłem tej zdolności Igowi, bo kto z nas nigdy nie marzył, żeby czytać w cudzych myślach? Ale gdy przeczytałem o księdzu sypiającym ze swoją parafianką, kobiecie spotkanej w kolejce w szpitalu, która zdradza męża z instruktorem golfa, a przede wszystkim o jego matce, która powiedziała mu, że tak naprawdę, to nigdy go nie chciała i to przez niego straciła figurę modelki, to moja zawiść minęła.
Głównego bohatera można polubić praktycznie od pierwszej chwili. Przez całą książkę trzymałem za niego kciuki, żeby mógł oczyścić się z rzucanych na niego podejrzeń. Zdolności, jakie otrzymał dzięki rogom, oraz tragiczna śmierć ukochanej doprowadziły go do sytuacji, w której śmiało można nazwać go postacią tragiczną. Jednak najlepiej napisaną postacią w książce jest bez wątpienia Lee. Hillowi doskonale udało się zobrazować jego złożony charakter. Z jednej strony spokojny chłopak i wspaniały przyjaciel, z drugiej psychopata. Scena śmierci jego matki wciska w fotel, chociaż bardzo przypominała mi fragment jednej z ostatnich książek Stephena Kinga.
„Rogi” to bardzo dobra powieść. Na pewno spodoba się wszystkim fanom ojca Joego Hilla. Ja spędziłem bardzo przyjemny czas w takcie czytania tej lektury i z całą pewnością będę chciał przeczytać kolejne książki tego autora. I jeżeli będą one przynajmniej tak samo dobre jak „Rogi”, to Joe Hill wskoczy do grona moich ulubionych autorów i będę spokojny o to, kto przejmie pałeczkę i będzie nowym Mistrzem Grozy.
Moja ocena: 7/10
Czytaliście „Rogi”? Co sądzicie o twórczości Joego Hilla? Zapraszam do komentowania.