Słońce Arizony – Wiesław Wernic
Drugą książką Wiesława Wernica, jaką w ostatnim czasie miałem przyjemność przeczytać była „Słońce Arizony”.
Wiesław Wernic urodził się 28 lutego 1906 roku w Warszawie. W 1936 roku ukończył Szkołę Główną Handlową, ale jeszcze w liceum wraz ze szkolnymi kolegami, między innymi Konstantym Ildefonsem Gałczyńskim, założył grupę literacką „Kwadryga”, której członkowie tworzyli czasopismo o tej samej nazwie. Po studiach pracował w Polskiej Agencji Telegraficznej. W 1933 na łamach czasopisma „Kurier Poranny” ukazała się jego pierwsza książka – była to krótka powieść detektywistyczna zatytułowana „Daleka przygoda”. Podczas wojny Wernic był zaangażowany w działalność konspiracyjną oraz redakcję prasy podziemnej. Po wojnie pracował jako dziennikarz prasowy i radiowy – najpierw, jako kierownik działu miejskiego w dzienniku „Rzeczpospolita”, od 1951 roku w Polskim Radiu, a następnie – między 1951 a 1973 rokiem – w „Tygodniku Demokratycznym”, gdzie pisał liczne artykuły, między innymi na temat historii Warszawy, ekonomii oraz twórczości rzemieślniczej. Autor zmarł 1 sierpnia 1986 roku w Warszawie.
Arizona, rok 1883. Potworny upał. Czerwona, spękana z gorąca ziemia, potężne, zwaliste skały, olbrzymie kaktusy saguaro. Odludna mieścina Rainy Valley, z której mieszkańcy wypędzili szeryfa. Na tych pogrążonych w bezprawiu ziemiach grasuje banda bezwzględnych rabusiów o tajemniczej nazwie „Słońce Arizony”. Napada ona na miejscową ludność, podróżnych, którzy na swą zgubę zapuścili się w te strony, Indian z plemienia Nawaho. Karol Gordon – słynny traper i przyjaciel czerwonoskórych, oraz doktor Jan wyruszają Indianom z pomocą i wdają się w nierówną walkę ze złoczyńcami ze „Słońca Arizony”. Kim jest tajemniczy przywódca bandytów? Czy Karol Gordon, doktor Jan, Nawahowie i Apacze zdołają rozbić bandę niosącą im zagładę? Czy odnajdą ukryte skarby „Słońca Arizony”?
„Słońce Arizony”, to jedna z najlepszych i chyba najbardziej znanych powieści w dorobku tego autora. Jak w większości książek Wernica i tym razem głównymi bohaterami są doktor Jan i traper Karol Gordon. Kowboje, Indianie, osamotniony szeryf, bandyci terroryzujący miasteczko, poszukiwacze złota – znajdziemy w tej lekturze wszystko to, za co miłośnicy westernów kochają świat Dzikiego Zachodu. Największym plusem „Słońca Arizony” jest wartka akcja. Od pierwszego rozdziału zostajemy wciągnięci w wir wydarzeń i praktycznie do samego końca nie ma strony, która spowodowałaby, że powieść zaczęłaby się nam nudzić. Kolejną zaletą książki jest jej realizm. Wiesław Wernic kilkakrotnie odwiedził Stany Zjednoczone i Kanadę i bardzo dokładnie poznał historię tych krajów. Efektem tego jest to, że fabuła jego powieści osadzona jest na szeroko zarysowanym tle epoki. Nie brakuje w nich także polskich wątków. Muszę do tej beczki miodu dodać jednak łyżkę dziegciu. O ile pozytywni bohaterowie są jak zwykle u tego autora bardzo dobrze nakreśleni, to czarne charaktery już niestety nie. W „Słońcu Arizony”, członkowie tytułowej bandy są delikatnie mówiąc naiwnymi przygłupami. Praktycznie każde spotkanie głównych bohaterów z którymś z nich, kończy się ośmieszeniem bandyty. Cały czas siedziało mi w głowie pytanie, jak tacy mało inteligentni złoczyńcy mogli dokonywać tak zorganizowanych przestępstw?
Jak wspomniałem na początku, „Słońce Arizony” to zdecydowanie jedna z najlepszych książek Wiesława Wernica. Jako wielki miłośnik książek Karola Maya, z wielką przyjemnością ponownie przeniosłem się w magiczny świat Dzikiego Zachodu. Bardzo polecam tę lekturę wielbicielom westernów. Jeżeli ktoś szuka powieści, którą się bardzo szybko i lekko czyta, to na pewno się nie zawiedzie. Tak jak ja.
Moja ocena: 7/10
Za książkę do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu Siedmioróg!
Czytaliście „Słońce Arizony”? Którą z książek Wernica uważacie za najlepszą? Zapraszam do komentowania.