Straceni – Jack Ketchum
Kiedy w mojej biblioteczce pojawia się powieść autorstwa jednego z moich ulubionych pisarzy, taka książka od razu wskakuje na pierwsze miejsce w kolejce lektur, które chcę przeczytać. I tak właśnie było w przypadku „Straconych” Jacka Ketchuma. Bardzo długo polowałem na ten thriller i gdy w końcu pojawił się na mojej półce, niemal natychmiast zabrałem się do jego czytania.
Jack Ketchum (właściwie Dallas William Mayr) urodził się 10 listopada 1946 roku w Livingston. Był znanym amerykańskim pisarzem, specjalizującym się w powieściach grozy. Swoje książki wydawał również pod pseudonimem Jerzy Livingston. Zanim pod koniec lat 70-tych ubiegłego wieku chwycił za pióro, podejmował się różnych zajęć. Był m.in. aktorem, piosenkarzem, sprzedawcą, agentem literackim i nauczycielem. Napisał kilkanaście powieści, z których kilka zostało przeniesionych na taśmę filmową. Kilkukrotnie zdobywał nagrodę Brama Stokera, najbardziej prestiżową nagrodę dla utworów grozy. Był także autorem wielu opowiadań. Prywatnie pisarz mieszkał w Nowym Jorku, gdzie zmarł 24 stycznia 2018 roku.
Być może, gdyby Jennifer i Tim wiedzieli, że kilka piw i dobry skręt nie wystarczą ich kumplowi, by w pełni cieszyć się latem, nigdy nie pojechaliby na kemping nad zbiornikiem Turnera. Ray Pye śmiertelnie poważnie traktuje wszystko, co robi. Nawet zabawę… Cztery kule dla brunetki. Ramię, twarz, szyja, oko. Dwie dla rudej. Nigdy nie został skazany. Cztery lata później detektywa Schillinga nadal prześladują wspomnienia ofiar. I nie ma zamiaru spocząć, póki ich zabójca nadal żyje. Jennifer i Tim myślą, że najgorsze mają już za sobą. Nawet nie wiedzą, jak bardzo się mylą. Ray Pay jest mistrzem ceremonii. Zabawa dopiero się zaczyna…
Książka rozpoczyna się od bardzo mocnego uderzenia. Pierwszy rozdział, to prawdziwa jazda bez trzymanki, którą znamy z innych powieści tego autora. Dalej robi się dużo spokojniej. „Straceni” przekształcają się w bardzo przyjemną w odbiorze obyczajówkę, którą poznajemy z perspektywy kilku postaci. Jednak im bliżej końca, tym z każdą kolejną stroną napięcie zaczyna powoli rosnąć. Końcówka to znów jazda po bandzie i zdecydowanie najlepsza część tej lektury. Zwróćcie uwagę na fragment, który opisuje pobyt w więzieniu jednego z bohaterów. Dla mnie mistrzostwo świata!!!
Trzeba oddać Ketchumowi, że doskonale przedstawił w tej powieści Amerykę końca lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Zabójstwo Sharon Tate, kina samochodowe i młodzież żyjąca zgodnie z regułą sex, drugs & rock and roll odgrywają w tej książce bardzo istotną rolę. Tak jak Ray, jedna z głównych postaci w „Straconych”. Erotoman, narkoman, doskonały manipulator ludźmi, a zarazem zakompleksiony choleryk. To bez dwóch zdań jeden z najciekawszych czarnych charakterów, jakie wyszły spod pióra tego autora.
„Straconych” nie zaliczę do ścisłej czołówki książek Jacka Ketchuma. Nie zgodzę się również ze zdaniem napisanym na okładce tej lektury, że jest to najdojrzalsza powieść tego autora, ponieważ do tego grona prędzej zaliczyłbym „Rudego/Prawo do życia” i „Jedyne dziecko”. Nie mniej jednak, jest to naprawdę dobry thriller i wielbiciele Dallasa Williama Mayra będą nim w pełni usatysfakcjonowani, ponieważ znajdą w nim wszystko to, do czego przyzwyczaił nas Ketchum w swojej twórczości: przemoc, seks i przekraczania wszelkich granic tabu. Ze względu jednak na fakt, że jest to mimo wszystko jedna z łagodniejszych książek Ketchuma, to polecam ją także tym czytelnikom, którzy dopiero chcą zacząć swoją przygodę z tym autorem.
Moja ocena: 6/10
Czytaliście „Straconych”? Zapraszam do komentowania.