Zostań w domu, czyli Oczytany pyta, a Za okładki płotem odpowiada
Ostatnią osobą, która zgodziła się odpowiedzieć na moje pytania jest Michał z bloga Za okładki płotem. Mam przekonanie graniczące z pewnością, że z żadnych innym blogerem nie mam tak wiele wspólnego. Oprócz tego, że jesteśmy imiennikami, to obaj mieszkamy w cudownym Lublinie, a wychowaliśmy się na sąsiednich ulicach tej samej dzielnicy. Jakby tego było mało, to Michał chodził do jednej klasy z moim starszym bratem, natomiast jego mama była przez trzy lata moją polonistką, a zarazem wychowawczynią w szkole podstawowej 🙂 A żeby było jeszcze zabawniej, to znamy się (póki co) tylko wirtualnie 🙂 Zapraszam do lektury 🙂
Kiedy powstał Twój blog?
1 marca 2011 roku, krótko przed narodzinami się córki. Za rok okrągły jubileusz.
Co Cię skłoniło do tego, żeby założyć bloga?
Kiedyś pisaliśmy recenzje książek na stronę biblioteki, w której pracuję. Potem ta inicjatywa z czasem umarła, ale mnie spodobało się pisanie o książkach. Odkryłem, że konieczność napisania recenzji pomaga czytać świadomie i już w trakcie lektury porządkować refleksje. Zresztą łatwość pisania jako takiego mam odkąd sięgam pamięcią. Od szkolnych wypracowań (pamiętam, że w VII klasie pisałem o „Północ – Południe” Johna Jakesa), przez pracę maturalną poświęconą Hłasce, którym się wówczas zaczytywałem, aż po wiersze, które piszę do dnia dzisiejszego.
Co Ci dało/daje blogowanie?
Po pierwsze, pozwala porządkować wrażenia, o czym mówiłem przed chwilą. Po drugie, dzięki temu poznałem bardzo inspirujące środowisko ludzi książki – nie mam tu na myśli tylko blogerów, choć rekomendacjom wielu z nich zawdzięczam niebywale ważne dla mnie lektury (w tym miejscu podziękowania dla Zbyszka Kwiatkowskiego za wiersz Bukowskiego „Nikt tylko ty” i dla Anny Maślanki za Mejlaka i piękne teksty o tymże Bukowskim). Piotr Chojnacki chyba jako pierwszy recenzował wybitną „Solfatarę” Macieja Hena, dzięki blogerom odkryłem wspaniałe „Chłopięce lata” McCammona, Agnieszka Kolano zmotywowała mnie do sięgnięcia po późne powieści Keseya… takich przykładów jest bardzo dużo. Ponadto przez te lata nawiązałem też znajomości z pisarzami, tłumaczami, redaktorami… Obecnie część z nich to po ludzku ważne dla mnie osoby, z którymi dzielimy się refleksjami nie tylko o literaturze, ale też po prostu o życiu. Filip Łobodziński przetłumaczył na moją prośbę przemówienie noblowskie Boba Dylana, z Katarzyną Krzyżewską dyskutujemy nie tylko o przekładach Brodskiego, ale też o poezji w ogóle, o moich własnych rymowanych wypocinach, o polityce i o zwykłych codziennych perypetiach, a z kolei warszawski amerykanista profesor Marek Paryż (skądinąd mój guru pisania o literaturze) podsyła mi kolejne książki, mimo że zalegam z recenzjami już chyba 2 lata… I to są osoby dla mnie niezaprzeczalne ważne, mimo faktu, że z żadną z nich nie spotkaliśmy się w realu. Jeszcze.
Czy czasami nachodzą Cię myśli, żeby dać sobie spokój z prowadzeniem bloga? A jeżeli tak, to jak je zwalczasz?
Tak na amen to nie myślałem. Mój blog już od kilku lat działa zrywami pomiędzy okresami stagnacji, z rożnych powodów, od braku czasu przez zawirowania rodzinne po zwykłą prokrastynację. Ale zbyt „mój” jest ten zakątek Galaktyki, pardon – Internetu, żeby go zamykać. Szkoda byłoby tego co już w nim jest, zwłaszcza myślę o kolekcji wierszy Brodskiego i przemówieniu noblowskim Dylana, ale też na przykład własnym tekście o Stanisławie Rembeku. No i zawsze coś jeszcze da się dorzucić: z latami pewnie dokończę komplety recenzji książek Doctorowa, McMurtry’ego, Ellroya i Crummeya, regularnie też czytam powieści-laureatki Pulitzera, kiedyś może w końcu napiszę o Chandlerze, Cormacu McCarthym, „Wichrach wojny” Wouka, trylogii Shaarów o wojnie secesyjnej… Przy moim tempie czytania zajmie to dziesięciolecia, ale najstarszy znany mi bloger ma prawie 70 lat, więc i ja nie muszę się spieszyć.
Co byś doradził osobie, która chce założyć książkowego bloga?
Że powinna robić to wyłącznie dla własnej uciechy. Ani prestiżu ani tym bardziej profitów z tego nie ma, poza może książkami do recenzji. Ja akurat zresztą rzadko biorę, bo unikam nowości. Poza tą uwagą nie będę się wymądrzał, bo obecne blogowanie to też full-serwis audiowizualny (FB, podcasty, Youtube, Instagram, Twitter), a ja nie wyszedłem z blogiem poza FB.
Kiedy złapałeś bakcyla książkowego? Czy od dziecka lubiłeś czytać książki?
Czytanie opanowałem w 6. roku życia i od tamtej pory dokładam wszelkich starań, żeby nie wyjść z wprawy.
Czy był ktoś, kto wprowadził Cię w świat książek?
Przede wszystkim mama, z którą do dzisiaj dzielimy się doświadczeniami lekturowymi. Tyle, że dawniej to ona mi podsuwała książki, dziś przeważnie to ja jej.
Ile książek znajduje się w Twojej domowej bibliotece?
Nie tak wiele, po ostatniej przeprowadzce może ze 300 tytułów. Kupuję książki po bardzo długim namyśle. Większość zapotrzebowań podsuwam do zakupu bibliotece w której pracuję – wtedy korzystam z tej pozycji nie tylko ja, ale też czytelnicy.
Gdzie najczęściej kupujesz książki? Czy zdarzają Ci się zakupy w kameralnych księgarniach?
Prawdę mówiąc większość moich zakupów to Allegro i Bonito (w obu przypadkach mam pod nosem punkt odbioru). Realia są nieubłagane – liczy się każda zaoszczędzona złotówka, a ja mogę czekać długo aż cena spadnie do akceptowalnego dla mnie poziomu. Egzemplarz może być używany, pogryziony czy zalany – nie przeszkadza mi to. Druga sprawa to dostępność starszych pozycji – polskie wydania Josifa Brodskiego kompletowałem 10 lat. Jestem cierpliwy, jak pająk, zarzucam na Allegro sieć obserwacyjną na wyszukiwania i mogę czekać bardzo długo na odpowiednią okazję. W ten sposób zdobyłem np. za kilka złotych przedwojenne wydanie „W polu” Rembeka, za 30 zł osiem brakujących powieści Ellroya, i w sumie nie pamiętam żebym kiedykolwiek zapłacił za książkę więcej niż te trzy dychy z przesyłką. No i reżim mam taki, że kupuję średnio jedną książkę na miesiąc. Natomiast stacjonarnie kupuję wyłącznie w księgarni „U Hieronima”, którą prowadzi moja biblioteka – i to jest z mojej strony wybór na wskroś pragmatyczny, bo mają najniższe ceny w Lublinie. Niedowiarków zapraszam na Plac Wolności.
Jak widzisz przyszłość małych księgarni? Czy mają szansę utrzymać się na rynku?
Nie wiem, nie mam zdania na ten temat, a nie chcę się wymądrzać na siłę.
W ostatnim czasie sporo mówiło się o wprowadzeniu jednolitej ceny książki. Co sądzisz o tym pomyśle?
Każdy z uczestników rynku książki ma swoje racje – ja osobiście szukam oszczędności gdzie się da. Jeśli będę musiał poczekać 5 lat zanim cena interesującej mnie książki spadnie, to poczekam. Nabywcy nowości znajdą się i beze mnie. Wiem co myślą o takim podejściu twórcy i wydawcy (przedstawicieli obu tych branż znam osobiście), ale póki co rynek wtórny książki jest jak najbardziej legalny i zamierzam z niego korzystać dopóki tylko mogę.
Wymień kilka swoich ulubionych książek. Czy któraś z nich wpłynęła w jakiś szczególny sposób na Twoje życie?
Na pewno – jak się pewnie spodziewasz – „Na południe od Brazos” Larry’ego McMurtry’ego. Czytałem ją pierwszy raz jako 15-latek, znam niemal na pamięć, a wiele cytatów towarzyszy mi w codziennym życiu. No i wielką przygodą był współudział w jej reedycji. Zarówno wybór zdjęć jak i pisanie posłowia „Western jako powieść totalna”. Nie ustrzegłem się zresztą przy tym jednego sporego przeoczenia (i nie usprawiedliwiają mnie milczenie źródeł na ten temat) oraz błędu rzeczowego krzywdzącego jedną z postaci historycznych, na który zwrócił mi później uwagę tłumacz powieści Michał Kłobukowski. Obie te sprawy zamierzam wyprostować kiedyś na blogu, ale mimo wszystko to posłowie – to najlepsze co napisałem w życiu, nie licząc może niektórych wierszy. A skoro już o wierszach mowa to kolejną ważną pozycją jest wybór wierszy Josifa Brodskiego „Tym tylko byłem”. Właściwie jego twórczość (w równym stopniu poetycka i eseistyczna) to kompletny świat, galaktyka etyczno-psychologiczno-kulturalna, i lektura – nie przesadzam – na całe życie. Jeśli o jakimkolwiek autorze mogę powiedzieć że autentycznie mi „towarzyszy” – no to właśnie Josif, już od 20 lat. Uważam zupełnie poważnie, że przynajmniej trzy Jego teksty – esej „Pochwała nudy”, tak zwaną „Mowę na stadionie” i wiersz „Zastępowałem w klatce dzikie zwierzę” – powinien przeczytać każdy wchodzący w dorosłość człowiek. Natomiast spoza literatury pięknej – wiele lat temu trafiłem na „Nieśmiałość” Philipa Zimbardo, opracowanie w swoim czasie pionierskie i do dziś fundamentalne w tym temacie. Dzięki niemu podjąłem walkę z problemem, w którym – jak to trafnie tam ujęto – „jest się jednocześnie własnym więźniem i strażnikiem”. Bez tej książki też nie byłbym tym, kim jestem dzisiaj.
Których pisarzy lub poetów cenisz najbardziej?
Josif Brodski. Raymond Chandler. Bob Dylan. Zbigniew Herbert. James Ellroy. Cormac McCarthy. Jerzy Sosnowski. Alistair MacLeod. Jacek Dehnel. E. L. Doctorow. Marcin Wroński. Jacek Kaczmarski. Jonasz Kofta. A to tylko pierwsze skojarzenia…
Czy masz swoje ulubione wydawnictwa książkowe?
Zdecydowanie wygrywa Wiatr od Morza, którego działalność obserwuję niemal od założenia i któremu niezmiennie gorąco kibicuję. Podziwiam wizję, determinację i pomysłowość mojego imiennika Alenowicza – jako szczęśliwy odbiorca jego publikacji po prostu chciałbym mu tą drogą podziękować. Wiatr od Morza ma cudowny profil tematyczny oferty, wyrazisty ale nie monotonny, bardzo starannie dobierają kolejne pozycje – czuje się w tym indywidualny gust i autentyczne zaangażowanie. Od Alenowicza z wielką ekscytacją kupiłbym nawet książkę telefoniczną miasta Gdańska.
Jaki jest Twój ulubiony książkowy cytat?
„Życie w San Francisco też jest tylko życiem. Jeśli za bardzo pragnie sie jednej jedyne rzeczy, można się rozczarować. Zdrowiej jest polubić codzienne drobiazgi: miękkie łóżka, maślankę i krzepkich jegomościów, takich jak ja.” (McMurtry)
„Najlepsze wyjście wiedzie zawsze na wskroś” (angielski poeta Robert Frost cytowany kilkukrotnie przez Brodskiego)
Cały wiersz Bukowskiego „Nikt tylko ty”:
„nikt nie może cię uratować, tylko
ty sam.
raz po raz będziesz lądował
w prawie niemożliwych
sytuacjach.
tamci raz po raz będą próbowali
podstępem, ukradkiem i
siłą
zmusić cię, żebyś uległ, dał za wygraną i (lub) po cichu umarł
w sobie.
nikt nie może cię uratować, tylko
ty sam
i niewiele trzeba, żeby ci się to nie udało,
całkiem niewiele
ale śpiesz się, śpiesz się, śpiesz.
po prostu ich obserwuj.
słuchaj co mówią.
tym właśnie chcesz być?
istotą bez umysłu i serca?
chcesz jeszcze przed śmiercią
zaznać śmierci?
nikt nie może cię uratować, tylko
ty sam
a wart jesteś uratowania.
niełatwo będzie zwyciężyć w twojej wojnie
ale jeśli w ogóle coś warto wygrać
to właśnie ją.
pomyśl o tym.
pomyśl, jak siebie uratować.
siebie z ducha.
siebie z brzucha.
śpiewającego, magicznego
pięknego siebie.
uratuj go.
nie wstępuj do klubu martwych duchem.
pielęgnuj siebie
z humorem i gracją
a w końcu
jeżeli zajdzie potrzeba
rzuć własne życie na szalę
i mniejsza o to, jakie masz szanse, mniejsza o
cenę.
tylko ty sam możesz się
uratować
zrób to! zrób!
a wtedy dokładnie zrozumiesz, o czym
mówię.”
Książka z papieru, e-book czy audiobook?
Papier.
Czy próbowałeś kiedyś napisać własną książkę? Jeżeli tak, to o czym miała ona być?
Mam gotowy tomik wierszy. Szukam sponsora. No, „szukam” to za dużo powiedziane…
Co lubisz robić w wolnym czasie oprócz czytania?
Trenuję crossfit, spędzam czas z córką, oglądam filmy, mam paczkę przyjaciół-turystów. I słucham dużo muzyki, baaardzo rozmaitej: od hardrocka, klasycznego rocka i soulu, przez elektroniczną, jazz, filmową i klasyczną, aż po r’n’b i obrzeża hip-hopu.
Emilia Clarke powiedziała kiedyś: „Nigdy nie ufaj ludziom, których telewizor jest większy niż ich półka na książki”. Czy podpiszesz się pod tym cytatem?
Znam wystarczająco wielu ludzi, którzy czytają mało albo wcale, a mimo to są wartościowymi ludźmi, a z drugiej strony trafiłem na wystarczająco wiele osób oczytanych, ale pozbawionych skrupułów, żeby wiedzieć, że to bzdurna i szkodliwa generalizacja. Zresztą każda generalizacja jest z założenia błędna. Oh, wait… 😉
Dziękuję za rozmowę.
Znacie blog Za okładki płotem? Zapraszam do komentowania.